Ogrody wpływają kojąco na duszę i ciało. Nieco ponad sto lat temu odkryła tę prawdę – nie pierwsza i nie ostatnia – pani Elizabeth von Arnim, Angielka, żona pruskiego bohatera. Podczas czynienia kolejnych spostrzeżeń o urokach posiadania ogrodu sporządzała zapiski, które stały się podstawą książki \”Elizabeth i jej ogród\”. Dzieło to okazało się niezwykle zajmujące i do dziś cieszy się powodzeniem.
\”Elizabeth i jej ogród\” ma formę dziennika. Zapiski zamieszczone w książce pani von Arnim sporządzała od 7 maja do 18 kwietnia następnego roku – od wiosny do wiosny. Ma to, jak sądzę, duże znaczenie w książce, jako że myśli autorki nieustannie wracają do ogrodu – a ogród zaczyna się wiosną, kwitnieniem, pąkiem. Elizabeth opisuje swoje plany dotyczące organizacji ogrodu, swoje sukcesy i porażki na tym polu. Pisze o ogrodnikach z których nie zawsze jest zadowolona, o zmianach, zamierzeniach, spostrzeżeniach botanicznych. To wszystko jest kanwą, podstawą, na której zapisuje się jej życie duchowe i fizyczne. A pisze o tym z zaangażowaniem, emocjami, czasem z pewną egzaltacją zachwycając się przyrodą. Jest w tym wszystkim całkiem urocza.
Na tle ogrodu autorka rysuje swoje spostrzeżenia dotyczące okolicznej ludności. Nie ogranicza się przy tym do własnej sfery. Zauważa – z pewnym niezadowoleniem i niesmakiem – pewne aspekty życia warstw niższych, z których wywodzą się zatrudniani w okolicy robotnicy. Jej sądy są dość trzeźwe i raczej trafne, choć nietrudno dostrzec w nich dystans i uprzedzenia arystokratki. Szczególnie zwraca jej uwagę sytuacja żon robotników. Tu opisuje brutalną rzeczywistość, którą woli trzymać z dala od siebie, choć niewątpliwie ma w sobie dużo współczucia dla tych kobiet. Elizabeth nie zawsze jest sympatyczna ale wydaje się szczera. Jest dzieckiem swojej epoki, choć w swoich upodobaniach nieco od niej odstaje.
O swoich dzieciach Elizabeth von Arnim pisze nie nazywając ich po imieniu, a określając nazwami miesięcy ich urodzenia. Maluchy pojawiają się wokół matki jak kolorowe ptaki, czasem stając się wręcz częścią ogrodu. Gdy z kolei pisze o mężu, znajomych, przyjaciołach, sąsiadach – nawet gdy są to osoby jej miłe – przez jej słowa przebija pragnienie, by móc pozostać sam na sam ze swoim ogrodem. To dominujący ton, dominujący wątek opowieści – autorka i jej ogród, tytuł zatem nie mógłby być trafniejszy.
Książka jest pięknie wydana – w podobnym duchu wydawnictwo MG wydaje serię dzieł Maurice\’a Maeterlincka – twarda, matowa oprawa, złote litery, wewnątrz liczne ryciny i układ tekstu z dużymi marginesami dookoła strony. Rozkosz. Ale choć niezwykle podoba mi się taka oprawa graficzna, uważam, że można by tej książce nadać jakiś odrębny rys, pokusić się o coś nowego – a ten schemat zostawić Maeterlinckowi.
\”Elizabeth i jej ogród\” to książka dobrze wpływająca na spokój ducha. Autorka snuje swoje spostrzeżenia i opinie tonem niespiesznym i łagodnym, niejednokrotnie jednak z kobiecą złośliwością i arystokratycznym zniecierpliwieniem. Przemyca – chyba mimowolnie – okruchy świata schyłku XIX wieku. I wprowadza do swojego ogrodu – wciąż nie idealnego, wciąż w budowie, ale pięknego, bezpiecznego, barwnego, wybuchającego czasem śmiechem dziecka, innym razem głosem zrzędliwego ogrodnika, innym razem ciszą chłodnego poranka.
Iwona Ladzińska