OCENA
Nie od dzisiaj wiadomo, że kultura europejska i azjatycka dramatycznie się rozmijają. Konflikty mające swe źródło w odmienności wychowania i zasad oraz wynikającego z tego liczne faux pas, to nic zaskakującego. Do tej pory jednak nie doświadczyłam tego na własnej skórze. Nie miałam okazji konwersować z Japończykami, a mój kontakt z ich kulturą, ograniczający się do kilku wykładów oraz kinematografii wypadał intrygująco. Wtedy trafiłam na "Księżniczkę Kaguyę". By ją zrozumieć musiałam sięgnąć głębiej, niż tylko spędzić z tą historią dwugodzinny seans.
Fabuła nie wydaje się skomplikowana. Dawno, dawno temu żył sobie zaawansowany już w wieku drwal, a właściwie zbieracz bambusów. Pewnego razu, pracując w zagajniku, dostrzegł w oddali światło. Gdy się przybliżył, zobaczył spoczywającą na młodym pędzie dziewczynkę, którą z miejsca okrzyknął księżniczką. Dziewczę ziewnęło i zasnęło, a dobry drwal pochwycił je delikatnie i zabrał do domu, będąc pewnym, że jest znakiem z niebios, swoistą formą błogosławieństwa. Gdy małą arystokratkę przytuliła jego żona, niezwykła istota przemieniła się w różowiutkie niemowlę. Bez chwili wahania para postanowiła się nim zaopiekować. Dziewczynka rosła w zastraszającym tempie, niczym bambus, więc w okolicy szybko zyskała imię Bambusowego Dziecka. Jednak historia rozpoczyna się dopiero w chwili, gdy starzec znajduje w zagajniku piękne szaty oraz pieniądze i dociera do niego, że księżniczka nie powinna wychowywać się w takich warunkach. Kupuje dom w stolicy i stara się wychować dziewczynkę zgodnie z jej przeznaczeniem, na prawdziwą arystokratkę... Ale czy to w ogóle możliwe? Czy Kaguya (to późniejsze imię Bambusowego Dziecka) rzeczywiście marzy o przepychu? I skąd wzięła się na Ziemi oraz jaki jest powód jej przybycia?
Baśń dla dziewczynek? Nigdy w życiu. "Księżniczka Kaguya" to produkcja bardzo dojrzała i wymagająca od widza nie tylko pewnych kompetencji kulturowych, ale i absolutnego skupienia. Pozbawiona emocjonalnego zabarwienia narracja, niemal dokumentalna, bardzo obiektywizująca niczego nie narzuca. To widz, łącząc kolejne składniki historii, zwroty akcji oraz reakcje bohaterów musi poskładać wszystko w całość. Co czują, co myślą, do czego dążą i dlaczego to robią. Niestety, nie sposób pojąć nawet ułamka bogactwa tegoż obrazu bez chociażby podstawowej wiedzy na temat japońskiego stylu życia oraz wiary.
W centralnym punkcie zdecydowanie znajduje się tytułowa bohaterka. Bardzo tajemnicza, milcząca i nieodgadniona w swej naturze do samego finału opowieści, a nawet dłużej. Wyraźny nacisk położono na problem tożsamości. Kaguya w zasadzie nigdzie nie pasuje. Nie wie też, kim jest. Otoczenie wciąż rozrywa ją pomiędzy Bambusowym Dzieckiem, nigdy do końca niezaakceptowanym przez lokalnych mieszkańców, a "wkupną" arystokratką. Ona sama zachowuje się tak, że widz klasyfikuje ją również w kategoriach liminalnych - jest człowiekiem, ale niezupełnie. Jedyne czego pragnie, to szczęście. Tylko, co mogłoby jej je dać?
Widz nieustannie ma wrażenie, że ogląda coś nie tylko baśniowego, ale także wykrzywionego, nawet w swojej fantastycznej formule. Nie pomaga w odnalezieniu się bardzo prosta kreska, jakby niedokończona, równie niepewna, co główna bohaterka. Wizualnie więc obraz nie zachwyca, przynajmniej w sensie realizmu, dynamiki (raptem dwie czy trzy sceny można by uznać za dynamiczne) czy bogactwa. Doskonale jednak koresponduje z przesłaniem, które wydaje się nieszczególnie optymistyczne. Całość dopełnia eteryczna muzyka, niosąca za sobą mglisty ładunek nieustającego zwątpienia, melancholii i nostalgii za czymś bliżej nieokreślonym.
Niestety bogactwo przesłania i niełatwy temat marzeń, dorastania oraz poszukiwania wewnętrznej prawdy okazuje się trudny w odbiorze. Ponaddwugodzinny seans stanowi pewne wyzwanie, zwłaszcza, że historia nie obfituje w natężenie dramatycznych zwrotów akcji czy silnych uczuć. Konieczność ich dopowiadania odseparowuje od nich nieco widza, budząc wrażenie śledzenia całości zza brudnej szyby. Brakuje też katharsis, którego oczekiwałoby się w finale. "Księżniczka Kaguya" jest więc obrazem idealnym dla obytych z anime widzów, ale niekoniecznie wskazana dla tych, którzy swoją przygodę z nim dopiero zaczynają. Niezależnie od trudności w odbiorze pozostaje jednak dziełem niezwykłym i godnym uwagi.
Alicja Górska
»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej