Wiele
kobiet na pytanie o to, co cenią
w mężczyznach, odpowiada, że poczucie humoru.
Ja należę do
takich kobiet.
Bardziej od poczucia humoru w mężczyznach, cenię
je jednak w książkach, bo trudniej je znaleźć, a już z cudem
graniczy znalezienie powieści z tak specyficznym poczuciem humoru,
jak moje własne. Ale momencik, przecież właśnie stał się cud!
Życie
Hannah i Garetta, to dwie różne bajki. Ona studiuje muzykę, on
historię. Ona znana jest tylko w swoim małym gronie znajomych, on
króluje w szkolnym rankingu popularności. Ona podkochuje się w
chłopaku z drużyny futbolowej, on gustuje w przypadkowo poznanych
laskach, które służą mu tylko w jednym celu. Wszystko ich różni,
a łączą jednie zajęcia z etyki. To właśnie w ten sposób się
poznają i tak właśnie Garett proponuje układ – pomoże
dziewczynie zdobyć obiekt jej westchnień, w zamian za pomoc w
zaliczeniu testu.
Tylko, czy godząc się na coś takiego, Hannah
nie podpisuje paktu z diabłem?
Dotychczas
myślałam, że aby książka mogła zachwycać, musi być
wzruszająca. Nie wiem, jak mogłam się tak bardzo pomylić. Oto
bowiem powieść, która jest absolutnie zachwycająca, wręcz
doskonała, a wszystko to za sprawą nietuzinkowego humoru i
bohaterów, którzy są po prostu perfekcyjnie wykreowani i
dopasowani. Wiem, że wiele razy w recenzjach piszę o tym, że
zakochałam się w jakimś bohaterze i w danym momencie jest to
prawda, ale Garett? To mój numer jeden ever. To postać, którą
pokochałam od pierwszej chwili i z każdą kolejną stroną tylko
się w tym umacniałam. Jego niewyparzony język, pewność siebie,
cięte riposty i urok osobisty, jaki od niego emanował, tworzyły
idealną całość, bohatera kompletnego, któremu nie można
zarzucić nic!
Hannah nie pozostawała mu dłużna, nie odstawała
na jego tle i to mnie urzekło, ponieważ kiedy w powieści mamy
jedną świetną postać, jest to sukces, ale kiedy główni
bohaterowie są razem tak genialnym połączeniem, staje się to
sukcesem do potęgi.
Uwielbiam
relację, jaką stworzyła między bohaterami autorka. Kocham każdą
pojedynczą sprzeczkę między nimi, każdą próbę Garetta, ale
przede wszystkim ich przyjaźń, która się narodziła. Nie potrafię
opisać, jak bardzo się cieszę, że Elle Kennedy nie postanowiła
stworzyć jednej z tych superszybkich miłości, w zamian za to
ukazując, jak naprawdę wygląda cały \”proces twórczy\”.
Wspaniałe jest to, że początkowa niechęć bohaterki do szkolnej
gwiazdy nie znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki,
tylko powoli przeradza się w akceptację, zaufanie, przyjaźń i
dopiero na koniec w coś więcej. I choć \”Układ\” to
pozycja podobna do wielu innych, ma w sobie masę niuansów, które
stawiają ją na podium o wiele wyżej.
Nie
wiem, czy kiedykolwiek spotkałam się z powieścią, która bawiłaby
mnie tak bardzo. Wydaje mi się, że jedyną autorką jaką znam,
która potrafi pisać w tak zabawny sposób, jest Agata
Czykierda-Grabowska.
To taki specyficzny rodzaj żartów, które
nie śmieszą każdego. Rozbrajało mnie to, że bohaterowie
potrafili żartować nawet w bardzo poważnych, czy intymnych
scenach. Nie było dla nich momentów nieodpowiednich do słownych
przepychanek. Było to w moim odczuciu tak proste, niewymuszone i
naturalne, że uśmiech po prostu nie schodził mi z ust ani na
chwilę.
W
\”Układzie\” brylują nie tylko Garett i Hannah, lecz cała
masa różnych postaci drugoplanowych. Przyjaciele chłopaka
stworzeni zostali w równie mistrzowskim stylu i tak naprawdę nie
znalazłam tu ani jednego słabego ogniwa. Jedynym do czego można
się przyczepić, jest zaniedbanie pewnej relacji, od której tak
naprawdę wszystko się zaczęło. Nie chcę zbyt dużo zdradzić,
więc powiem tylko tyle, że wątek Justina powinien zostać
dopieszczony troszkę bardziej.
Elle
Kennedy udało się stworzyć książkę, do której ja z pewnością
będę wracać wielokrotnie. To jedna z tych pozycji, które dumnie
prezentujesz na swej półce, polecasz wszystkim znajomym, a jeśli
ktoś się opiera, stosujesz groźby, byleby tylko zmusić go do
przeczytania. Rozpływam się w zachwytach nad \”Układem\”
i polecam go absolutnie każdemu, bez wyjątków, a jeśli komuś się
nie spodoba… Niech lepiej mnie o tym nie informuje.
Martyna Lewandowska