Moim
pierwszym spotkaniem z Wolfem Haasem była książka \”Zablokowany\”,
reklamowana jako kryminał o Formule 1. Szybko się okazało, że ani
nie jest to do końca kryminał, ani do końca o Formule 1, ale
wrażenie pozostawił pozytywne. Toteż gdy miałam okazję, szybko
sięgnęłam po nową powieść Haasa, \”Brennerovą\”.
Głównym
bohaterem jest znany z innych utworów austriackiego autora wiedeński
komisarz Brenner. Tym razem Brenner wpada w tarapaty na własne
życzenie ? doskonale znając zagrożenia międzynarodowych portali
randkowych, mimo wszystko zaczyna internetowy flirt z Rosjanką
Nadieżdą. Wszystko przebiega zgodnie ze schematem: wirtualni
kochankowie już mają się spotkać w realu, kiedy okazuje się, że
Nadieżda nie ma pieniędzy na samolot… Tylko że zamiast jak
wszystkie internetowe oszustki poprosić o wsparcie finansowe
Brennera, zaprasza go do Rosji. Tam wyjaśnia komisarzowi, że
potrzebuje jego pomocy ? jej siostra poleciała do Austrii i
przepadła bez wieści. Zauroczony Nadieżdą Brenner zgadza się na
wszystko i wkrótce wpada w sidła podejrzanego towarzystwa,
podziemnych tatuażystów, domorosłych filozofów i gangsterskich
porachunków. Na dodatek w jego życiu oprócz Nadieżdy jest też
druga kobieta – dawna znajoma, Herta, u której Brenner mieszka i
co do której żywi szeroką gamę uczuć. A gdy w dodatku Herta
zostaje zakładniczką terrorystów podczas podróży do Mongolii…
\”Brennerova\”
to jedna z tych książek, których nie czyta się dla fabuły.
Fabuła bowiem jest dość poszatkowana, pretekstowa, bez głębi
psychologicznej czy w ogóle jakiejkolwiek. To jest książka, którą,
podobnie jak utwory wielu niemieckojęzycznych autorów, czyta się
dla narracji. Język tej powieści wciąga, pochłania tak, jak
spojrzenie Nadieżdy pochłania komisarza Brennera, nie pozwalając
wypuścić. Wartka, gawędziarska narracja, wszystkie zwroty do
czytelnika: \”a teraz uważaj\”, wszystkie dygresje – są to
rzeczy, których się we współczesnej prozie prawie nie spotyka.
Akcja jest nie to, że na drugim planie, a w ogóle w głębokim tle,
ponieważ najbardziej liczy się opowieść. Kiedy czytam Haasa, to
jakby autor siedział przede mną w wiedeńskiej kawiarni i opowiadał
historię, która przytrafiła się jego znajomym, aż nie mam
pewności, co faktycznie przytrafiło się im, co – samemu Haasowi,
a co w ogóle jest bujdą na resorach.
Potrzebujecie
odpoczynku od poważnych spraw tego świata? Czytajcie Haasa. Chcecie
się po prostu dobrze bawić? Czytajcie Haasa. Macie dosyć
spamiętywania setek bohaterów i rozrysowywania powiązań między
nimi na kartce formatu A0, żeby w ogóle połapać się, o co w
książce chodzi?
Tak,
czytajcie Haasa. Zwłaszcza w tak rewelacyjnym tłumaczeniu.
Joanna Krystyna Radosz