OCENA
Ostatnie lata w popkulturze upływają pod znakiem superbohaterów. Komiksy mnożą się jak grzyby po deszczu (szczególnie mam tu na myśli zwiększającą się ich dostępność na naszym rodzimym rynku), fanowskie gadżety są coraz bardziej wymyślne (potrafią nawet zauroczyć osoby totalnie komiksami niezainteresowane) ale prawdziwy przełom nastąpił w kinie. Na filmy o superbohaterach wyświetlane na dużym ekranie chodzą filmożercy, bez względu na wiek, płeć oraz zainteresowania. Wszyscy oni szukają po prostu dobrej rozrywki, którą superbohaterskie produkcje, przynajmniej w teorii, potrafią zapewnić. Mnie się jeszcze nie zdarzyło wyjść z takiego seansu tak totalnie, absolutnie rozczarowaną. Nie ma też co ukrywać, oglądanie takich filmów w kinie ma moc - od epickości niektórych scen może eksplodować głowa. Filmem, który zdecydowanie zrobił wrażenie na dużym ekranie jest kolejna część "Kapitana Ameryki", czyli "Wojna bohaterów", a jeśli jest ktoś, komu nie podobała się kilkunastominutowa scena walki na płycie niemieckiego lotniska to... niech nie mówi do mnie teraz! W związku z premierą tego filmu na DVD i Blu-ray miałam okazję odświeżyć sobie wspomnienia z seansu i muszę przyznać, że (szczególnie przez lekki dowcip i naprawdę ciekawe postaci) film ten nie traci swojego uroku, pomimo dużo mniejszego ekranu, na którym mogłam odtworzyć film w domu.
Konflikt między Kapitanem Ameryką a Tonym Starkiem był nieunikniony. Panowie już w poprzednich filmach mieli okazję wymieniać opinie, które diametralnie się różniły. Zresztą trudno nie przewidzieć, że dwie tak całkowicie odmienne osobowości trafią w końcu na ten jeden wyjątkowy problem, który da się rozwiązać na przynajmniej dwa sposoby, których nie da się pogodzić. Tak się w końcu stało. Dowodzeni przez Kapitana Amerykę Avengersi znów musieli ratować pokój na świecie, nie uszło jednak uwadze radzie ONZ, że każda ich ingerencja kończyła się, owszem uratowaniem świata przed totalnym kataklizmem, ale także śmiercią dziesiątek, a w większości przypadków nawet setek cywilów. Powszechnie wiadomo, że każda wojna wymaga ofiar, ale ONZ nie jest na nie gotowa, a polityka podstępnie wkrada się w fundamenty jestestwa Avengersów. Chcąc ukrócić działania herosów proponują wprowadzenie ustawy ograniczającej ich działania... Targany wyrzutami sumienia i dręczony przez własne demony Iron Man przyklaskuje więc tej formie nadzoru, na którą z kolei Steve Rogers nie chce się zgodzić. I tak podzieleni Avengersi, wspierani przez dodatkowych bohaterów rozpoczynają bratobójczą walkę.
Abstrahując od wierności adaptacji komiksu, konflikt między Kapitanem Ameryką a Iron Manem został w filmie przedstawiony naprawdę bardzo wiarygodnie. Obie strony prezentują żelazne argumenty, z którymi trudno jest polemizować (co nie znaczy, że się nie da, po prostu dyskutowanie o tym, wydaje mi się być debatą sejmową, a te jak wiemy różnie się kończą). Ja należę do drużyny Kapitana, ale w jakimś stopniu jestem w stanie zrozumieć, jaki pomysł na całą sytuację miał Stark. Łatwo jednak dostrzec, że po stronie Rogersa stoją jednostki równie mocno jak on przekonane o słuszności swojej decyzji, z kolei drużyna Iron Mana to, co tu dużo pisać, jeden przekupiony dzieciak (za to genialny!), najlepszy przyjaciel, zdrajca i ktoś komu teoretycznie brakuje ludzkich emocji - co całkowicie wyklucza w przypadku jego argumentów pierwiastek ludzki. Jest jeszcze fenomenalny Czarna Pantera, w którego wcielił się Chadwick Boseman. To kolejny aktor, który całym sobą idealnie oddaje postać danego superbohatera (oczywiście moim zdaniem). Owszem, niektóre rozwiązania fabularne tylko ocierają się o logikę, niektórzy bohaterowie swoimi zachowaniami wzbudzają zastanowienie, ale jeśli chodzi o kreacje aktorskie i rozrywkę jako taką to Wojna bohaterów spełnia oczekiwania.
Pod względem wizualnym produkcja stoi na wysokim poziomie. Twórcy doskonale poznali swoich widzów i wymogi kina superbohaterskiego. Adaptacje komiksów marveloskich generalnie zbierają o wiele więcej pozytywnych opinii, niż te ze stajni DC ? moim zdaniem niesłusznie. Jednak jestem w stanie zrozumieć skąd bierze się to zjawisko. Myślę, że głównym argumentem przemawiającym za filmami na podstawie komiksów Marvela jest przede wszystkim ich lekkość. Scenariusz zakłada odpowiednią ilość dowcipu, dość współmierną do podejmowanych tam również tematów poważnych, co może trafiać do uniwersalnego odbiorcy i najwyraźniej... trafia! Polecam z czystym sumieniem, szczególnie tym, którzy znają poprzednie produkcje, w których pojawiali się wyżej wymienieni herosi.
Żaneta Fuzja Wiśnik
»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej