Od zawsze miałam słabość do produkcji, które uwzględniały jakąś zabawną rolę zwierząt. Dlatego właśnie skusiłam się na "10 minut" - grę planszową, w której zwierzaki są głównymi postaciami, a gracz nie może ufać nikomu i niczemu poza własną intuicją czy też raczej instynktem - niemal zwierzęcym. Tylko o co tak konkretnie chodzi?

"10 minut" to gra, w której umiejętność blefu i sprawnej dedukcji to podstawa sukcesu. Gracz wciela się w rolę płatnego zabójcy, którego zadaniem jest zdjęcie 3 celów z planszy i uniknięcie zdemaskowania. Może to zrobić na trzy sposoby: zadźgać nożem, zastrzelić z rewolweru lub posłać salwę kul z karabinu snajperskiego - ale uwaga, każdy wybór ma swoje ograniczenia i może pomóc innym graczom odgadnąć, która postać jest płatnym zabójcą przeciwnika.
Gra przeznaczona jest dla grona 2-4 osób. Rozpoczyna się od ułożenia planszy z 16 kafelków - część z nich ma narysowany celownik, ale jego znaczenie opiszę dalej. Układ kafelków zależy jedynie od fantazji graczy, byleby każdy z nich przylegał min. jednym bokiem do innego. Następnie na gotowej planszy należy losowo rozmieścić postaci - jedno zwierzątko na jeden kafelek. Wtedy gracze sięgają po kwadratowe karty postaci, biorąc tylko 1 - to właśnie Twój płatny zabójca. Po tym gracze dobierają 3 kolejne kafelki , które zostają ich celami do wyeliminowania za pomocą prywatnych morderców na zlecenie. Do tego obok planszy umieszcza się 2 lub 3 policjantów - wkraczają do akcji dopiero, gdy dojdzie do zabójstwa.

Każda tura pozwala na wykonanie 2 akcji. Można po prostu przemieścić dowolną postać, zabić jeden ze swoich celów lub rozpocząć dochodzenie z pomocą policjanta. Plusem jest to, że nie ma ograniczeń w przemieszczaniu postaci - można dowolnie zmieniać kafelki każdej z figurek na planszy, co bardzo pomaga w blefowaniu i ochranianiu tożsamości swojego płatnego zabójcy.
Gracz, któremu uda się wyeliminować wszystkie trzy cele kończy grę. Można ją też zakończyć, gdy wszyscy płatni mordercy zostaną wyeliminowani w dowolny sposób.

Muszę zwrócić uwagę na nazwę gry, która sugeruje, że dostajemy szybką, właśnie dziesięciominutową rozgrywkę. U mnie trwało to "nieco" dłużej. Samo ogarnięcie instrukcji zajmuje pół godziny, a i tak w trakcie gry musieliśmy sprawdzać zasady. Zanim wypracowaliśmy jakiekolwiek sensowne strategie i nauczyliśmy się wyłapywać ślady zabójców u rywali, musieliśmy zagrać kilka razy i dopiero wtedy mieliśmy prawdziwą zabawę z blefem i dedukcją.

Szata graficzna jest cudowna. Bardzo spodobały mi się fantazyjnie poprzebierane zwierzaki, chociaż czasem miałam problem ze znalezieniem np. morsa wspomnianego w instrukcji, który niemal całkowicie chował się za przebraniem. Mimo to grafika zachwyca i niewątpliwie zachęca do kolejnych rozgrywek.
W przypadku "10 minut" warto nastawić się na to, że poświęcimy grze więcej czasu niż sugeruje tytuł. Instrukcja jest obszerna i warto się w nią uważnie wczytać, zanim zasiądziemy do rozgrywki. Niemniej gdy już gracze poznają zasady i opracują podstawy strategii, rozpoczyna się naprawdę dobra zabawa.
Natalia Pych