OCENA
Na początku tego roku swoją światową premierę miał film, który w Polsce nie trafił do kinowej dystrybucji. The Bye Bye Man pojawił się u nas jedynie na DVD. Muszę przyznać, że to chyba dobrze, że nie było okazji aby zobaczyć tę produkcję na dużym ekranie. Rzadko zdarza mi się tak mocno rozczarować filmem, który w sumie mógł być całkiem niezłym dziełem zrealizowanym daleko od hollywoodzkiego mainstreamu. The Bye Bye Man jest próbą przeniesienia na ekran kolejnej miejskiej legendy, spisanej w jednej z książek Roberta Damona Schnecka (pisarz i dyrektor White Crow Society, placówki (?) zajmującej się edukowaniem i pomocą dla ludzi, którzy doświadczyli zjawisk paranormalnych).
Bye Bye Man to istota, potrafiąca wykorzystywać potencjał do czynienia zła istniejący w każdej jednostce. Karmi ludzkie obsesje, kompleksy i wady, przez co skłania ich do krzywdzenia siebie i innych (głównie innych)...
Trójka studentów postanawia zamieszkać wspólnie pod jednym dachem. Dwóch najlepszych kumpli i śliczna dziewczyna jednego z nich ? to się musi skończyć źle. Wynajmują duży, stary dom i dość szybko się w nim urządzają, ale już kilkanaście pierwszych godzin spędzonych w tym domostwie przynosi ze sobą dziwne i niewyjaśnione zjawiska. Kiedy główny bohater Elliot odkrywa tajemnicze napisy w szufladzie stolika nocnego wpada w pułapkę, z której jedynym wyjściem wydaje się być śmierć...
Film otwiera wspaniałe długie ujęcie, które zwiastuje naprawdę niezłe kino. Jednak kolejne decyzje, które podejmuje reżyser Stacy Title sprawiają, że ostatecznie The Bye Bye Man jawi się jako film tandetny, śmieszny (choć zdecydowanie w niezamierzony sposób) i kiczowaty, a cała historia zdaje się być przedstawiona pobieżnie.
Przede wszystkim jest to dzieło absolutnie wtórne. Brak w nim pogłębienia całej legendy, jak i psychologii postaci. Twórcy usiłują przekonywać nas raz za razem, że ta cała historia nie jest zwykłym horrorem, ale przede wszystkim jest dramatem ludzi uwięzionych w klatkach swoich własnych obaw, ale brak przekonujących kreacji aktorskich sprawia, odbieram ten film jako zwykły straszak, którego napięcie budowane jest na kliszach i najbardziej pospolitych scenach, mających wywołać strach. Muszę jednak przyznać, że plusem jest umiejętne rozmycie granicy między zdarzeniami realnymi, a wyobrażeniami zsyłanymi na bohaterów przez Bye Bye Mana.
The Bye Bye Man to film banalny i płaski, ale można go obejrzeć ze znajomymi podczas jakiegoś luźnego filmowego wieczoru, kiedy wiecie, że i tak nie będziecie się skupiać na tym co akurat włączyliście. Może nawet rozbawi Was jego tanie efekciarstwo i schematyczne podejście do straszenia widza. Jeśli jednak szukacie ambitnego kina grozy, to na pewno pod tym adresem go nie znajdziecie. Widziałam oczywiście gorsze filmy (niektóre dzieła gatunku przy tym to rasowe gnioty), jednak spodziewałam się czegoś więcej...
Żaneta Fuzja Wiśnik
»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej