OCENA
Legendy arturiańskie zostały całkowicie wyeksploatowane przez Hollywood i popkulturę. Jej kolejne nieudane ekranizacje i wtórne prezentacje sprawiły, że w zasadzie historie te przestały być dla mnie interesujące. Aż w końcu jeden z bardziej charakterystycznych reżyserów postanowił sięgnąć po Legendę Miecza i udało mu się coś, co wydawało mi się być niemożliwym. Guy Ritchie tchnął nowego ducha w opowieść o Królu Arturze, powstaniu Okrągłego Stołu oraz genezie miecza w kamieniu. Król Artur: Legenda Miecza to jeden z najlepszych i najbardziej zaskakujących filmów fantasy ostatnich lat. Myślę, że jeszcze długo żaden inny film nie odbierze mu tego tytułu.
Artur nie zna swojej przeszłości, wychowały go ulice Londonium. Tam nauczył się dbać o siebie i swoich towarzyszy. W kraju nie dzieje się dobrze. Tuż po śmierci króla, na tronie zasiadł jego brat i od tamtej pory nad jego ludem zaczęły się zbierać ciemne chmury. Okrutny Vortigern wie, że gdzieś tam ukrywa się prawdziwy spadkobierca tronu, wie także jak go odnaleźć. I choć przez wiele lat mu się to nie udawało, pewnego dnia ktoś wreszcie wyciąga pozostały po królu Uterze miecz tkwiący w kamieniu. Artur nie wierzy w swoje pochodzenie, nie wierzy w swoje dziedzictwo, na szczęście żyją jeszcze ludzie wierni pamięci jego ojca. Wspólnie postanawiają pomóc młodzieńcowi odnaleźć tkwiącą w nim moc, by wreszcie stawić czoło prawdziwemu złu i obalić siedzącego na tronie tyrana.
Guy Ritchie kręci pełne akcji i zawadiackiej werwy filmy, a ostatnio ma naprawdę dobrą passę. Stworzył wyjątkową wersję Sherlocka Holmesa, a Kryptonim U.N.C.L.E stanowił świetny powrót do kina sensacyjnego, w którym akcja i humor, grały główne skrzypce. Jednak zapowiedzi Króla Artura wywoływały mieszane uczucia. Większość widzów czuła, że będzie to kolejne odgrzewanie kotletów. Wybór obsady również wzbudzał wątpliwości. Charlie Hunnam (znany m.in. z filmu Green Street Hooligans, oraz serialu Sons of anarchy) to aktor specyficzny, o charakterystycznej aparycji. Jest bardzo przystojny i utalentowany, ale jakoś wytrwale trafiają mu się role tzw. cwaniaków. Król Artur kojarzy się jako zupełnie inna postać. A jednak Ritchiemu udało się odczarować tę będącą wzorem rycerza ikonę, a przy tym nie odebrać mu wartościowych i godnych podziwu cech. Innymi słowy Artur jeszcze nigdy nie był tak bliski zwykłym śmiertelnikom, a przy tym tak wspaniale niesamowity. Również Jude Law ze swoją delikatną urodą zaskoczył w roli okrutnika i uzurpatora. Wspaniale oglądało się Erica Bana, Asrid Berges-Frisbey, czy Aidana Gillena.
Już pierwsze sceny pokazują z czym tak naprawdę będą mieli do czynienia widzowie. Piękno obrazu i doskonale dopasowana muzyka, nowatorskie podejście do tematu oraz wielowątkowa historia, którą jednak udało się zmieścić w dwugodzinnym montażu, a wszystko to okraszone ogromną dawką ekranowej magii i swoistego luzu. Reżyser postawił tutaj na stałą w swojej twórczości, czyli szybkie prowadzenie opowieści. Tam gdzie dodatkowy wątek mógłby trącać dłużyzną, zostaje zastosowany skrót montażowy, choć sens fabularny zostaje zachowany, dzięki czemu jest on zrozumiały dla odbiorców.
Moim zdaniem Król Artur: Legenda Miecza to dzieło doskonałe i wybitne. Obiecuje wspaniałą rozrywkę, świeże podejście oraz niesamowite emocje i wszystkie te obietnice spełnia. Wydanie Blu-ray zawiera pokaźny zbiór dodatków, które umożliwiają głębsze wejście w zamysł reżysera. Poznajemy nie tylko sylwetkę Króla Artura oraz powody, dzięki którym to właśnie Hunnam został wybrany do tej roli, a także to jak budowano ten średniowieczny, ale przepełniony magią świat. A możliwość podejrzenia pracy na planie, okazała się wyjątkowym przeżyciem. Króla Artura na modłę Ritchiego widziałam już dwa razy i jestem pewna, że będę do niego wracać.
Żaneta Fuzja Krawczugo
»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej»
więcej