Ostatnimi czasy powstają filmy, takie jak "Walentynki" czy "To właśnie miłość", gdzie gwiazdy o znanych nazwiskach tłumnie pojawiają się w tej samej produkcji, by dołożyć swoją cegiełkę, swój epizod do całości, często składającej się na splot historyjek. Z podobnego założenia wyszli twórcy "Jak urodzić i nie zwariować" ściągając do ich produkcji wiele znanych i lubianych nazwisk. Połączyli je w pary i wpletli w przeróżne losy dotyczące posiadania potomstwa. A przy okazji wypromowali poradnik ciążowy, pod pretekstem inspiracji do filmu.
Oto i cała historia.
Jednak, wbrew pozorom, to nie jest płaska
jak dno garnka opowieść, ale wielowątkowa, ciekawa i barwna historia o
ciąży i jej różnych obliczach - niekoniecznie pozytywnych. Ogólnie
wszystko sprowadza się do tego jednego słowa, które powtarzane jest jak
mantra. Ale to nie przeszkadza - przecież wszyscy dobrze wiemy, jaką
tematykę wybrali sobie twórcy. I to nie był ślepy strzał, wręcz
przeciwnie - reżyser wraz z zespołem rozbudzili apetyty widzów, jakoby
dzisiejsze komedie romantyczne (choć ta nie jest jej klasyczną odmianą)
mogą obyć się bez podtekstów erotycznych, a i wytrzymać można bez
sprośnych dowcipów.
"Jak urodzić i nie zwariować" to bezpieczna,
zachowawcza komedia, która mimo to śmieszy i bawi perypetiami bohaterów.Wątki tu tworzą przede wszystkim gwiazda aerobiku oraz jej partner-tancerz (Cameron
Diaz i Matthew Morrison), Jednakże występuje tu m.in. wątek adoptowania dziecka, czyli
Jennifer Lopez i Rodrigo Santoro, czy młodej pary z burzliwą
przeszłością (Anna Kendrick i Chace Crawford). Film trwa prawie dwie godziny - z tematu
producenci wycisnęli chyba wszystko, co się dało, angażując w to
pokaźną liczbę sław.
Co ciekawe nie czuć znużenia tematem, a
tylko wyczekujemy momentu porodu i rozwiązania problemów. Przecież
życzymy naszym bohaterom szczęścia, spokojnie niejeden z nas może się z
nimi utożsamiać, co powoduje jeszcze bardziej emocjonalną reakcję na
rozterki co poniektórych postaci. Kirk Jones balansuje pomiędzy dramatem
a komedią - i to skutecznie! Dzięki temu "Jak urodzić i nie zwariować"
nie jest przesłodzoną, naiwną komedyjką, ale z drugiej strony nie jest
także rzewnym, poważnym dramatem. To swoistego rodzaju mieszanka, o
której reżyser dał nam poznać przy okazji filmów "Niania" czy "Wszyscy
mają się dobrze".
Jeżeli spodziewaliście się luźnego seansu,
odrywającego od rzeczywistości - dobrze trafiliście. Jeżeli szukacie
filmu o życiu, jego problemach i szczęściach z nastawieniem na to drugie
- dobrze trafiliście. W końcu jeśli macie ochotę na porządnie
zrealizowany kawałek kina - dobrze trafiliście. "Jak Urodzić i Nie Zwariować" dostarcza na DVD wiele pozytywnych emocji...