"Brzdęk! Nie drażnij smoka" to nietuzinkowa gra w klimacie fantasy, obok której nie można przejść obojętnie. Zakochałam się już w samym jej opisie, a gdy w końcu w nią zagrałam to... ACH! Powiem na wstępie jedynie, że nie bez powodu tytuł ten otrzymał kilka nagród i jestem przekonana, że zostanie doceniony przez każdego gracza - nie tylko nałogowego, ale i niedzielnego.
Gra przeznaczona jest dla od dwóch do czterech graczy, a jedna rozgrywka od trzydziestu do sześćdziesięciu minut (poza pierwszą rozgrywką, bo ta zawsze zajmuje nieco więcej czasu). Polega ona przede wszystkim na mechanizmie budowania talii i muszę przyznać, że jest to moja pierwsze spotkanie z tego rodzaju rozgrywką. Czy udane? Jak się zapewne domyślacie ze wstępu - tak, tak i jeszcze raz tak! Podobało mi się w niej niemal wszystko - rozgrywka, łatwe do zrozumienia zasady oraz zawartość gry. Od razu widać, że tytuł jest przemyślany pod każdym względem, ale o co tak naprawdę w grze chodzi?

W "Brzdęk! Nie drażnij smoka" wcielamy się w łotrzyków, którzy plądrują lochy w poszukiwaniu skarbów. Im głębiej w nie wejdziemy, tym większa szansa na lepsze zdobycze, ale i... no cóż... smoka. W naszej drodze rekrutujemy też sojuszników, ale i trafiamy na rozmaite stwory - bardziej lub mniej niebezpieczny. Naszym celem jest zdobycie artefaktu i ucieczka przed smokiem, wracając do miejsca rozpoczęcia na zewnątrz lochów oraz zebranie jak największej liczby punktów (za artefakt i inne łupy). Brzmi prosto, ale nie zawsze proste jest, choć czasem warto zginąć, a zdobyć super artefakt niż ujść życiem z pustymi rękami.

Przejdźmy w końcu do rozgrywki, bo jest ona łatwa i przyjemna, choć w trakcie samej gry z przyjaciółmi czuć przyjemne napięcie - można rzec, że "Brzdęk! Nie drażnij smoka" to swoisty wyścig. Wszyscy gracze rozpoczynają grę z takimi samymi kartami w swoich taliach i w swoich turach zdobywają różne karty. Grę rozpoczynamy mając pięć kart na ręce i WSZYSTKIE musimy zagrać w swojej turze - zarówno te pozytywne, jak i nieco krzywdzące. Większość z nich generuje "zasoby" - sprawność (do zdobywania nowych kart), miecze (do pokonywania potworów) oraz buty (do poruszania się). Nie brakuje też potknięć, które generują tytułowy brzdęk - a drażnienie smoka jest niebezpieczne?

Poruszanie się i wykorzystywanie kart jest bardzo intuicyjne, podobnie jak cała reszta. Na koniec każdej tury uzupełniamy pulę kart lochu, a jeśli wśród nich jest symbol smoczego ataku - smok atakuje. Kto oberwie jest sytuacją dość losową - mogą oberwać wszyscy, może jedynie jeden gracz, mogą wszyscy ujść cało. Odpowiadają za to wylosowane kostki - czarne nie zadają nikomu obrażeń, ale kolorowe - już tak. Każdy gracz ma swój kolor, a ilość kostek w jego kolorze wrzuconych do sakwy zależy od "brzdęków", które narobił. Pierwszy gracz zaczyna zawsze z jednym "brzedękiem więcej". Obrażenia można leczyć, a jeśli którykolwiek gracz stracił całe to mdleje i... wtedy kończy się gra. Wówczas są dwa wyjścia: jeśli uciekliśmy z obszaru podziemi i mamy artefakt - jesteśmy uratowani, ale gdy jesteśmy dalej pod ziemią i nie mamy artefaktu - automatycznie przegrywamy. Jeśli uda nam się wrócić do miejsca startu z artefaktem i bez omdlenia - otrzymujemy dodatkowe punkty zwycięstwa.

Zasad jest nieco więcej, jednak najważniejsze z nich już przytoczyłam. Przejdźmy teraz do elementów gry, bo te są doprawdy wspaniałe i klimatyczne. Ikonografia jest prosta, w charakterystycznych kolorach, co bardzo ułatwia rozgrywkę. Plansza również jest doskonale zobrazowana - wyraźnie widać gdzie można się poruszać i w jaki sposób - tutaj absolutnie nie można mieć wątpliwości. Również karty są cudowne - wiele ma humorystyczne dopiski w klimatach fantastycznych (np. Wszędobylski goblin - "Zielona zaraza. Wszędzie ich pełno!"). Przemyślane są i elementy - wszelkie żetony, drewniane kostki i figurki. Te ostatnie są bardzo proste i troszkę żałuje, że nie są nieco bardziej wymyślną, ale nie umniejsza to w niczym grze, bo jest naprawdę fenomenalna. I jeszcze ta cudna sakiewka z motywem smoka, z której zawsze JA losuję (w tym miejscu pojawia się milion serduszek z mojej strony i przeprosiny dla przyjaciół).

Krótko podsumowując: "Brzdęk! Nie drażnij smoka" zasłużenie zdobyło wszystkie nagrody, bowiem mogę jedynie nad tą grą "achować i ochować". Wygrać grę można na wiele sposób, istotna jest taktyka, a strategia zależy głównie od gracza. Warto tutaj zwrócić uwagę, że rywalizuje się pod wieloma względami - zdobywaniu poszczególnych elementów na planszy (przyjaciele potrafią ukraść coś sprzed nosa) albo narzucać nam tempo gry, gdy z artefaktem zmierzają do wyjścia. Jest tyle możliwości, że gra z pewnością szybko mi się nie znudzi i spędzę z nią jeszcze wiele, wiele godzin. Zdecydowanie jedna z najbardziej dynamicznych gier, z fajną rywalizacją i super rozgrywką. Jeśli chcecie przeżyć niesamowitą przygodę w smoczym lochu - polecam z całego serducha!
Justyna Dizzy Sikora