Powiem szczerze, nie oglądam zbyt często kina dokumentalnego. To nie tak, że go nie lubię, jednak po prostu wolę bardziej płytką rozrywkę, jak filmy o super bohaterach. Nasze miejsce na ziemi przykuło jednak moją uwagę. Trailer filmu urzekł mnie na, tyle że postanowiłem spędzić z tym filmem 90 minut. Czy był to udany seans, dowiecie się z poniższej recenzji.
John wraz z żoną Molly żyją w wielkim mieście. Ich życie przewraca do góry nogami pojawienie się czworonoga o imieniu Todd. Sąsiedzi nie potrafili znieść ciągłego szczekania uroczego psiaka, więc małżeństwo musiało się wyprowadzić. Uznali to za idealną okazję, aby zrealizować marzenie o farmie. Przy pomocy sponsorów, którzy byli zachwyceni pomysłem farmy w starym stylu (całkowicie naturalnej), udało im się zakupić spory kawałek ziemi. Żyli więc długo i szczęśliwie? Nie do końca. Tak to bywa z marzeniami, że ich realizacja często nas przerasta. Dwójka ludzi, która dotychczas uprawiała jedynie pomidory na balkonie, rzuciła się z motyką na słońce. Wyzwania rosną, ziemia jest prawie martwa, a co dopiero karczowanie lasu, budowa zbiornika na naturalny kompost, czy inwazje ślimaków.
Nasze miejsce na ziemi ukazuje przepiękny obraz, że nasza planeta nie potrzebuje nas, aby sama wyregulować swój cykl. A jeżeli już nawet to my go zakłóciliśmy poprzez zmiany klimatyczne itp., to wystarczy ją leciutko popchnąć na właściwie tory. Kiedy pojawiają się ślimaki atakujące drzewa, wystarczy posłać tam stado kaczek. Te nie tylko poradzą sobie ze szkodnikami, ale swoimi odchodami użyźnią glebę. Kiedy pojawiają się szakale, nie trzeba do nich strzelać a wykorzystać je w walce z Goferami podgryzającymi konary drzew. Wystarczy puścić kamyczek, aby natura wywołała samonapędzającą się lawinę przyczynowo skutkową. Będziemy świadkami niewiarygodnych obrazów jak: świnia zaprzyjaźniająca się z kogutem, czy baranka, który leży sobie spokojnie obok węża. Zobaczymy, jak przyroda odradza się, zaczyna powracać do życia oraz i obrastać w swoje najlepsze plony.
Co do samej formuły filmu, malownicze ujęcia rodem z National Geographic przeplatają się tu z konwencją dokumentu rodzinnego, a wszystko to spięte jest w jeden przepiękny dokument. To film, który daje nadzieję, na lepsze życie, spełnienie marzeń i odrodzenie tego, co mamy najpiękniejsze - Matki Ziemi. Polecam serdecznie każdemu.
Łukasz Szczygło