Co to są GOTOWCE przeczytacie TUTAJ.
ROZTARGNIONY SKUNKSIK
Bardzo, bardzo daleko, za trzecią górą i siódmą rzeką żył sobie z rodziną malutki, śliczniutki, pasiasty Skunksik.
Miał dwójkę rodzeństwa, ale sam nie wiedział, czy jest z tego powodu szczęśliwy. Rodzice ciągle dawali mu ich za przykład, a Skunksik z westchnieniem próbował naśladować wszystko, co robią.
Trochę mu to nie wychodziło. Głównie dlatego, że zachwycony otaczającym go światem zawsze czegoś zapomniał. A to nie wziął kredek do szkoły, a to zgubił grzebień otrzymany w prezencie od mamy, by mógł przyczesać swoje futro, a to zapomniał zabrać z lasu koszyk z grzybami.
Miał za to miłych przyjaciół, bo nigdy nikomu nie zazdrościł i nigdy nikomu nie zrobił przykrości.
Pewnego ranka mama Skunksika wysłała swojego synka po świeże kwiatki do wazonu. O mały włos źle by się to nie skończyło. Akurat w pobliżu polanki, na której Skunksik zbierał kwiaty, grasował stary, doświadczony lis.
Zaczaił się pod krzakiem, a kiedy poczuł intensywną woń kwiatów, rzucił się na malucha i próbował capnąć go zębami. Nasz mały bohater wpakował mu do pyska wszystkie kwiatki, pufnął w lisa swoim okropnym smrodem i szybko wrócił do domu.
Myślał, że mama znowu będzie miała pretensje za niewywiązanie się z zadania, ale nie miał racji. Cała rodzina pochwaliła go za bohaterskie zachowanie, a mały Skunksik nareszcie poczuł się doceniony i szczęśliwy.
Niestety, nadal gubił wszystko, co popadło. Rodzice w desperacji usiłowali przywiązywać mu rzeczy do tornistra, a nawet do łapek czy ogona, ale zawsze jakoś tak się składało, że o coś zaczepił, rozwiązał się rzemyk, albo po prostu przyczepiona rzecz odpadła.
Aż w końcu stało się! Skunksik zgubił swój smrodek.
Zauważył to wracając do domu od wujka - nietoperza. Obejrzał się za siebie, ostrożnie pobujał ogonem i próbnie pufnął.
Nic.
- Ojojoj - zaczął lamentować. - Co ja teraz biedny zrobię? Jestem zupełnie bezbronny, każdy może mnie zjeść.
Szedł przez las, płakał, szlochał, łzy ocierał, aż zainteresowała się nim rudozielona muszka.
- Czemu tak płaczesz mały Skunksiku? - zapytała.
- Ach, straszna rzecz się stała - wychlipał zwierzaczek. - Zgubiłem swój smrodek i teraz nie wiem, co robić.
- Musisz go koniecznie odnaleźć. Popytaj swoich przyjaciół, może ktoś z nich go widział - poradziła muszka.
Poszedł więc Skunksik do Salamandry plamistej i zapytał:
- Salamandro kochana, czy widziałaś może mój smrodek, bo jakoś tak mi się zagubił?
- Niestety, nie widziałam go - powiedziała plamista przyjaciółka i zanurkowała pod wystającym badylkiem.
Skunksik poszedł do Żuczka mieszkającego pod największym w lesie kamieniem. Ale on też nie widział zguby. Dopiero ważka mogła pomóc Skunksikowi. Powiedziała:
- Pamiętasz, jak wczoraj sprzątaliśmy las? Sam zaniosłeś kilka wstrętnych puszek na wysypisko. Tam wszystko śmierdziało, więc może po prostu Smrodek myślał, że musi w takim miejscu zostać?
Poszedł Skunksik z powrotem wśród drzew, minął łąkę przeszedł przez ulicę i dotarł na wysypisko. A tam...
Na samej górze śmieci siedział sobie maleńki, zapłakany Smrodek i jęczał żałośnie:
- Zgubiłem się swojemu Skunksikowi, a taki był dobry dla mnie. Co on beze mnie zrobi? Zginie nieboraczek! Nie chcę być sam, ratunkuuu!
Z łez rozpaczającego Smrodka powstała ogromna kałuża, przez którą Skunksik musiał przepłynąć na kawałku kory dębowej.
Cóż to była za radość, kiedy się zobaczyli! Skunksik chichotał zadowolony, Smrodek rzucił mu się na szyję i czule szeptał: już nigdy się nie zgubię, obiecuję, zobaczysz. Usadowił się pod skunksikowym ogonkiem i...
I żyli długo i szczęśliwie.