Nie za górami i nie za lasami, do tego całkiem niedaleko, w odrapanej kamienicy Starego Miasta żył mały Mateusz.
Chłopiec nie chodził do przedszkola, za to często lubił siedzieć na schodkach swojego domu i patrzeć prosto w słońce.
Inne dzieci, gdy tylko było ciepło na podwórku, biegały, budowały zamki z piasku lub wspinały się na drabinki. Mateusz nie biegał, nie budował, nie wspinał się. Uwielbiał słuchać. Najchętniej słuchał baśni, a te opowiadała mu babcia.
Pewnego dnia na podwórku pojawił się nowy sąsiad - Daniel, który z dumą oznajmił Mateuszowi, że już potrafi sam czytać i to w dodatku historie o smokach i księżniczkach .
- Kiedyś Mateuszu, gdy nauczysz się czytać, też poznasz wiele opowieści - zapewniał sąsiad.
- Baśnie mają też piękne ilustracje. To wielka przygoda poznać ten kolorowy świat.
Od tej pory jedynym marzeniem Mateusza było nauczenie się liter, by wreszcie móc przeczytać baśnie z całego świata, nawet te, których nie opowiadała mu babcia.
Chłopczyk poszedł do szkoły i tam rzeczywiście nauczył się czytać, a nawet pisać.
- Dziś jest szczęśliwy dzień- powiedział chłopiec do kolegów. Idę do biblioteki. Wybiorę baśń z ilustracjami i sam ją przeczytam.
Biblioteka mieściła się nieopodal, w starym domu, równie Starego Miasta.
Pani Ula-bibliotekarka była czarodziejką czasem przypominającą Wróżkę - "Dzwoneczka", a czasem "Matkę Chrzestną" Kopciuszka. Podobna do małego, drobniutkiego Elfa - pomocnika Świętego Mikołaja, mogła mieć10 lub 100 lat, a zamiast słodyczy dawała dzieciom książki.
Mateusz też dostał tę, o którą poprosił - "Zbiór najpiękniejszych baśni".
Z niecierpliwością przeglądał kolejne kartki i z chwili na chwilę jego twarz wyrażała coraz większe rozczarowanie.
- Ta książka jest pusta! Nic tu nie ma, ani baśni, ani obrazków!- powiedział cicho, prawie szlochając. Mateusz wreszcie odłożył puste kartki i krzyknął:
- o oszukaństwo! Tylko baśnie mojej babci istnieją naprawdę! Nie odnalazłem tu żadnej historii, żadnego obrazka!
Pani Ula, przypominająca w tej chwili Elfa, któremu skończyły się cukierki, zrozumiała już wszystko.
Chłopiec był niewidomy i w książce szukał wypukłych liter brajla...
- Teraz już wiem czego pragniesz- westchnęła pani Ula.
Zaprowadzę cię do "Bosi" - Królowej Baśniowych Wróżek, ona da ci Twoją Książkę...
- Dotknij baśni - powiedziała Bosia i serce Mateusza poznało w tej chwili wszystkie kolory świata.
Jego ręce czytały o górach i lasach, za którymi żyły w zamkach księżniczki, a w jaskiniach ogniem z szeleszczącej folii zionęły smoki.
Dotykał wypukłych ilustracji z tekturowymi domkami jak z pierników, a kareta z dyni mknęła przez koralikową drogę.
Piankowa chmurka płynęła na nitce, by za chwilę zasłonić sztruksowe słońce.
Futerko kota w butach, który wygrzewał się na płocie z patyczków po lodach, było miękkie - bo aksamitne. Zapałkowe igły jeżyka niosącego jabłko, kuły naprawdę, aż strach, a wstążkowe kwiaty, jakie zrywał Czerwony Kapturek pachniały kwiatowym pyłkiem...
Kochane Dzieci! Dotykowe książki naprawdę istnieją! Czekają na wasze dłonie, czy okulary, zasnute mgiełką wzruszenia. Zapytajcie Mateusza....
Baśń o Ogólnopolskiej Wypożyczalni Książek Dotykowych w Lublinie
- www ksiazkidotykowe.pl