Generalnie
nie jestem fanką tzw. odcinania kuponów od sukcesów kasowych
popkulturowych tworów. Głównie chodzi mi o masowe tworzenie
dodatkowych historii, które rozgrywają się w danym, literackim
bądź filmowym, uniwersum lub kontynuacje znanych już opowieści.
Takie zabiegi nie szczególnie mi się podobają, ponieważ zazwyczaj
są nieudane i bardzo często negatywnie wpływają na odbiór
pierwowzorów czy też pierwotnych historii. Są jednak takie, które
sprawiają radość dużej grupie czytelników, widzów albo po
prostu fanów (czasem sama należę do takiej dużej uradowanej
grupy). Harry
Potter i Przeklęte Dziecko,
choć stanowi historię nieco naciąganą to jednak jest kontynuacją
udaną. Fakt że jest to scenariusz sztuki teatralnej działa dla
mnie jedynie na jej korzyść.
Harry
jest dorosłym mężczyzną. Mężem i ojcem, ale także człowiekiem,
na którym ciąży ogromne piętno. Trudno mu się porozumieć z
jednym ze swoich synów, który prawdopodobnie odziedziczył po nim
geny ułatwiające pakowanie się w kłopoty, a te rozpoczęły się
już w momencie kiedy Albus pierwszego dnia szkoły został
przydzielony do domu Slytherinu. Chłopak dorasta. Przepaść między
ojcem a synem pogłębia się. Na dodatek okazuje się, że Czarny
Pan wciąż ma popleczników w świecie magicznym, a to może
oznaczać coś gorszego? Nieświadomie Albus wraz ze swoim
najlepszym przyjacielem Malfoy?em narażają siebie i swoich
bliskich na ogromne niebezpieczeństwo.
Próżno
w tym scenariuszu doszukiwać się literackiego piękna. Jest to
raczej opowieść spisana prosto, tak by łatwo można ją było
przełożyć na język teatru. Może to stanowić pierwsze
rozczarowanie dla czytelników oczekujących kolejnej pełnoprawnej
powieści. Ja wiedziałam czego mogę oczekiwać pod względem
narracyjnym, dlatego też nie sprawiało mi kłopotu przyswajanie
treści, ale wierzę że osoby, które nigdy nie miały do czynienia
z formą scenariusza, mogły mieć trudności, choćby z tym by
odpowiednio wczuć się w rolę czytelnika.
Pod
względem fabularnym Przeklęte
dziecko to
naprawdę ciekawa opowieść. Swoista historia alternatywna, i to nie
jedna! Bardzo fajnie było zobaczyć
swoich ukochanych bohaterów z młodości w całkiem nowym świetle,
poznać jak bardzo zmienili się z każdym mijającym rokiem i kim
stali się prawie 20 lat po wydarzeniach z ostatniej części cyklu.
Ogromny nacisk został położony na Harrego oraz jego relacje z
bliskimi, jednak nie zabrakło tu miejsca dla innych bohaterów np.
Dracona, którego uważałam za bardzo interesującą postać i
osobiście zawsze go lubiłam (choć był strasznym gnojkiem).
Odnoszę wrażenie, że właśnie w nim nastąpiła największa
zmiana. Żałuję natomiast, że Ronald został potraktowany po
macoszemu. Jego charakter nie uległ zbyt dużej zmianie, a szkoda bo
uważam, że można było rozpisać jego dorosłą postać dużo
lepiej i ciekawiej, nie ujmując mu zbyt wiele z jego luzactwa, ale
dodając mu odrobinę dojrzałości.
Z
chęcią zobaczyłabym Przeklęte
dziecko także
na wielkim ekranie. Gdyby tylko wystąpili w filmie Ci sami aktorzy,
którzy grali w poprzednich częściach byłabym już całkowicie
szczęśliwa. Na razie pozostaje mi czekać na możliwość
zobaczenia sztuki teatralnej, która (sądząc po lekturze) może być
naprawdę ciekawą gratką dla miłośników magicznego świata. Tak
więc jeśli myślisz, że w dobie komputerów umiejętność
czytania zanikła oraz że ludzie przestali chodzić do teatru to
najprawdopodobniej znaczy, że jesteś Mugolem! Całą reszta
spokojnie może zasiąść do lektury Przeklętego
dziecka.
Żaneta
Fuzja Wiśnik