Dwa
lata temu po raz pierwszy miałam styczność z lubianą w Polsce
autorką, mianowicie Dianą Gabaldon. Jakoś seria o rudym Szkocie
nie przypadła mi bardzo do gustu, serialu, a konkretnie pierwszej
serii do dziś nie dałam rady obejrzeć, ale jakoś byłam ciekawa
fenomenu tej pisarki. I dobra, okładka mnie skusiła, ten głęboki
morski kolor chodził za mną jak cień. A później zaczęłam
książkę czytać i również czyniłam to na kilka posiedzeń, bo
znowu okazało się, że Diana Gabaldon, może i ma rzesze
psychofanów w Polsce, ale ja raczej do nich się nie wpiszę. Nie
wiem czy jeszcze będę próbowała do autorki się przekonać, może
pora powiedzieć sobie dość?
Jak
obwieszcza wydawca na swojej stronie, powieść ta miała być
opowiadaniem, ot takim smakowitym kąskiem dla fanów serii
Outlander,
jako, że ten cykl miałam w rękach parę lat temu, darujcie, ale
tytułowego Lorda Johna nie pamiętam, zresztą podobno nie odgrywał
w tej powieści wielkiej roli. Tutaj zaś będzie naszym
przewodnikiem po świecie zagadek. Bo tym razem Diana Gabaldon chce
nas uwieść tajemnicą. Otóż prawdopodobnie zabito szpiega. Nie,
to nie tak, został zabity jeden z żołnierzy i władza podejrzewa,
że był on szpiclem. Lord John Grey ma wyjaśnić tę zagadkę, a
razem z nim my, ruszamy w podróż po Anglii XVIII wieku, odwiedzając
najróżniejsze przybytki, od burdeli, bo salony arystokracji. Na
pewno osoby zafascynowane XVIII wiekiem, Anglią, znajdą w tej
książce wiele walorów. Jako, że średnio lubię czytać powieści
osadzone w tym okresie, to powiedzmy, że mnie to umiejscowienie
czasowe nie zachwyca, ale też, gdyby nie inne detale, to nie byłby
to czynnik, który skreśliłby powieść W końcu wiedziałam po co
sięgam. Fani serii o Jamiem i Clare, znajdą jakieś wspominki o
znanych i lubianych bohaterach(takie drobiazgi, więc proszę się na
cuda nie nastawiać).
Wiele
mówi fakt, że miało to być opowiadanie, a wyszła całkiem spora
powieść. To dla mnie jest największy problem z prozą Gabaldon,
ona nie umie pisać zwięźle. Wiem, że są fani jej stylu, w końcu
Outlander
święci tryumfy, zarówno w wersji serialowej, jak i tej książkowej,
a więc pozbawionej atutu doskonałych zdjęć i przystojnych
Szkotów. I wiem, że ta książka przypadnie do gustu fanom
Gabaldon, odkryją inną stronę jej twórczości. Inną, chociaż
trochę podobną, powieść w której dużo się dzieje, często się
przemieszczamy, poznajemy ówczesne czasy i to się ma prawo podobać.
A mnie jednak znudziło. Nie mówię, że to jest zła książka, ale
w połączeniu z nieludzkimi upałami. Po prostu mnie uśpiła.
Katarzyna Mastalerczyk