Ku mojemu zaskoczeniu, w trzecim tomie serii o Mercedes Thompson jest wszystko bardziej. Bardziej mrocznie, bardziej klimatycznie, bardziej drastycznie i niestety bardziej przewidywalne. Ale zacznijmy od początku.
Po dobrym rozpoczęciu serii i bardzo dobrej kontynuacji przyszedł czas na ,,Pocałunek żelaza?, czyli sprawdzian czy tendencja wzrostowa zostanie utrzymana. I tak, autorska stworzyła historię, która pochłania od pierwszych stron. Mercedes zostaje wmieszana w kolejne kłopotliwe sytuacje, ale tym razem bagno wydaje się jeszcze głębsze. I cuchnie! Musi spłacić dług i to najwidoczniej z dużą dopłatą. Jej były Mentor ? Mroczny Kowal – zleca jej wytropienie bestialskiego mordercy. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że jako kojotka nie do wszystkich informacji ma dostęp. Istnieje na świecie taki rodzaj wiedzy, który bywa… zabójczy. Czasem lepiej nie pchać nosa między drzwi, bo można wyniuchać coś, co nie jest dla nas.
Myślę o \”Pocałunku żelaza\” i sama nie wiem co sądzić. Bo właściwie wszystko było dobrze. Emocje ogromne – wstrząsały mną niemal na każdym kroku. Trójkąt miłosny jakoś przetrawiłam, więc powiedzmy, że został zaakceptowany. Styl wciąż zaskakująco dobry, jak na literaturę tego typu. Cięty język, który uwielbiam. Rozwój osobowościowy, który doceniam itd.
Jednak po odłożeniu książki, czegoś m brakowało i po dogłębnej analizie lektury i mojego stanu, doszłam do wniosku, że zabrakło mi elementu zaskoczenia. Jako – upierdliwa, irytująca, czepliwa -czytelniczka, mam pewne oczekiwania względem lektury. Jednym z nich jest właśnie element zaskoczenia, który po odłożeniu książki ma sprawić, że nie mogę się otrząsnąć.
I wygląda to tak: w tej historii mnóstwo się dzieje, jest prawdziwa burza wydarzeń, kumulacja dramatów. Więc o co chodzi? O to, że pod względem emocjonalnym, wszystko to już było. Chcę nowych wrażeń, nowych przemyśleń i nowej krwi. I dlatego się czepiam, trochę zbyt schematycznie wypadła ta część, odnosząc ją do całości. Pani Briggs ma u mnie dużego minusa, ale ciągle wierzę w jej możliwości.
Nie mogę nie wspomnieć, że końcówka faktycznie nosi przesłanki, że jeszcze z tego kursu opadającego, Patricia się podniesie. Spodobało mi się na przykład, że trójkąt zaczął się w miarę rozplątywać. Jednak dużym plusem było dla mnie przedstawienie polityki wilkołaków, ich systemu, praw, sposobu myślenia. Uwielbiam takie elementy w książkach i cieszę się, że i tutaj został ona ukazany i rozwinięty.
Cóż więcej mogę powiedzieć? Robię się wredna i trochę się czepiam. Zaczynam wybrzydzać i narzekać, więc pozostało tylko udobruchać mnie czwartą częścią – \”Znak kości\”. Przepraszam wszystkich, dla których ten tom, jest ulubiony, ale ja nie jadam odgrzewanych kotletów. Czekam na świeże mięso (pomysły, akcje, dialogi, konstrukcje, bohaterów itd.). Nie mówię, żeby zmienić wszystko. Po prostu żądam od kucharza dania z najwyżej półki, bo inaczej zmieniam knajpę. A więc do dzieła!
Sylwia Czekańska