Już 25 października wydawnictwo Papierowy Księżyc uraczy nas polskim wydaniem czwartego tomu przygód ziemskiej dziewczyny Olgi, króla-policjanta, emerytowanego bohatera, barda-mordercy i całej reszty barwnej plejady postaci. Z tej okazji najwyższy czas powiedzieć, czy warto – i dlaczego – sięgnąć po cykl rosyjskojęzycznej pisarki.
Oksana Pankiejewa to urodzona w ukraińskiej części ZSRR autorka pisząca po rosyjsku i w Rosji najbardziej popularna. Siedem lat temu w Polsce ukazał się pierwszy tom jej cyklu Kroniki dziwnego królestwa – powieść Przekraczając granice – jednak przeszedł on bez echa. W ubiegłym roku doczekaliśmy się drugiego wydania cyklu po polsku. Gwoli recenzenckiej uczciwości muszę jednak dodać, że pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami zdążyłam pochłonąć cały trzynastotomowy cykl po rosyjsku. W tej zbiorczej recenzji nie znajdziecie spojlerów, ale mogą tu trafić subtelne zapowiedzi przyszłych wątków.
Historia Dziwnego Królestwa zaczyna się bardzo prosto – mieszkanka naszego świata, przeciętna studentka Olga, w momencie śmierci na Ziemi przenosi się do równoległego wymiaru. I to prosto do królewskiego pałacu! W pierwszym tomie cyklu bohaterka poznaje królestwo Ortanu, jego sąsiedztwo i przede wszystkim jego mieszkańców. Pojawia się więc nieludzko opanowany król Szellar, niezbyt urodziwy samotnik i niespełniony detektyw. Pojawiają się kuzyni monarchy – Elmar, który niegdyś był bohaterem, ale po spotkaniu ze smokiem pozostało mu jedynie pisanie kiepskiej poezji, a także półelf Mafiej – młodociany mag, któremu bardzo przeszkadza, że wszyscy uważają go za dziecko. Król ma też zgraję kochanek, wśród których wyróżnia się rozsądna i bardzo nieszczęśliwa Elwira, jak również błazna Żaka – przybysza z wirtualnej rzeczywistości, niepoprawnego kobieciarza i życiowego tchórza. A to tylko niektóre z postaci, wokół których rozgrywa się akcja pierwszego tomu. Od drugiego – Pierwszy dzień wiosny – znacznie większą rolę odgrywają też przybysze z targanej wojną domową krainy Mistralii: partyzanci Cantor i Passionario, którzy oprócz rewolucyjnego zapału mają również niezmiernie kochliwe serca.
Pierwszy tom cyklu Pankiejewej to tak naprawdę obyczajowe fantasy. Jest w tej powieści dużo śmiechu, picia, seksu i dworskich intryg. Jednak już w tomie drugim na scenę wkracza wątek polityczny, wcale nie doszyty na siłę, by uzasadnić fabułę i spotkanie głównej bohaterki ze smokiem. Trzeci tom – Na przekór przeznaczeniu – to już podwójna linia fabularna: z jednej strony autorka wciąż skupia się na relacjach między bohaterami, a jeden z głównych wątków dotyczy prób wyswatania króla Szellara, z drugiej jednak strony mamy coraz więcej informacji o kolejnych intrygach politycznych. Napisany lekko i ze swadą cykl już zaczyna sobie rościć prawa do historii poważniejszej niż opowieści o miłosnych podbojach, zazdrosnych dwórkach i tragicznych losach pewnego sławnego barda. I z perspektywy osoby, która miała możliwość przeczytać cały ten cykl, powiem tylko tyle: jeżeli liczycie na to, że Kroniki Dziwnego Królestwa staną się pełnokrwistym fantasy o zdrajcach, bohaterach i wielkich konfliktach, nie przeliczycie się. Ogromny projekt Oksany Pankiejewej zdumiewa i zachwyca epickim rozmachem, i pozostaje mi tylko trzymać kciuki, żeby Papierowemu Księżycowi udało się go wydać aż do końca.
Dla kogo zatem są to książki? Na pewno dla czytelników, którzy lubią dobrą zabawę, lubią się pośmiać przy lekturze i nie obrażają się na humor momentami prymitywny (co zauważają sami bohaterowie) czy wisielczy. Dla tych, którym nie przeszkadza, że bohaterowie piją, palą i sporo przeklinają. Dla tych, którzy chcą przygody, ale chcą też uczuć, emocjonalnych rozważań postaci i opisów codzienności. Pankiejewa stworzyła bardzo kompleksowy świat specjalnie dla tych, którzy poszukują przyjemnego czytadła – bo nie łudźmy się, cykl nie zamierza być wysoce ambitną fantastyką – o wielu wątkach i płaszczyznach.
A polski przekład? Jestem jak najlepszego zdania o tłumaczeniu Mariny Makarewskiej. Po polsku lektura Kronik cieszy mnie tak samo jak po rosyjsku, tłumaczenia nazw własnych w większości są bardzo trafne (chociaż nadal mnie zastanawia, dlaczego Żak, a nie Jacques, i czemu Zenowi nie jest Zenobiuszem). Niestety, na tle tego ogólnie udanego przekładu mocno zgrzytają kalki z rosyjskiego (chociażby \”pobudzony\” zamiast \”podniecony\”), których redakcja wyraźnie nie zauważyła. Zdarzyły się też inne błędy, w tym – ku mojej zgrozie – ortograficzne (w drugim tomie rzuciło mi się w oczy \”wyksztusić\”). Czasem również brak spacji po znaku interpunkcyjnym albo jest dodatkowa przed nim. Wszystko to błędy edycyjne, które ewidentnie wynikały z pospiesznych prac nad tytułem, ale bardzo mi psuły odbiór. Nie godzi się, żeby tyle błędów było w tak dobrej książce.
Wiem, że ta seria to nie Władca pierścieni i nawet nie Wiedźmin. Kroniki Dziwnego Królestwa są w pierwszych tomach niepoważne, z przymrużeniem oka… i diabelnie śmieszne. I może językowo sporo im brakuje do ideału, ale to nadal najlepsze humorystyczne fantasy, jakie w życiu czytałam!
Joanna
Krystyna Radosz
Krystyna Radosz