Nie wiem, dlaczego do tej pory nie czytałam żadnej książki Joanny Chmielewskiej, TEJ Joanny Chmielewskiej, kojarzyła mi się z pisarką od kryminałów, a tych pomimo kilku prób nie umiałam pokochać. Dopiero tytuł Mąż zastępczy do mnie przemówił. Trochę się pośmiałyśmy, ale uznałam, że przyszła na nią pora, miałam ochotę ją przeczytać i spodziewałam się dobrej, ale nie rewelacyjnej lektury. Na kilka dni. Tymczasem zaczęłam czytać i się zakochałam. Pochłonęła mnie ta książka od razu. Jest świetna, nie róbcie moich błędów i nadróbcie to niedopatrzenie. Idealna powieść obyczajowa na ponure dni, kiedy samopoczucie leci na łeb na szyję. Pełna ciepła i humoru i ciekawych perypetii.
Życie Piotra się rozsypało, prima aprilis, gdy żona oznajmia, że odchodzi, wydaje się smutnym i bolesnym żartem. Starali się o dziecko, Piotr zarabiał, a tu taka historia. Na dodatek z pracą nie bardzo. To rozstanie go przygniata, ale jest katalizatorem zmian, bo Piotr zakłada własny biznes o przewrotnej nazwie \”Mąż zastępczy\”, firma ma świadczyć usługi, jakich zwykle oczekuje się od męża. Cisza zbereźnicy, chodzi, o takie prace domowe, typu wbicie gwoździ, wkręcenie haczyków, naprawienie zlewu. Oczywiście, niektórzy dzwonią z oburzeniem, bo nazwa jednak ma dwuznaczny wydźwięk. Telefony są różne, zwłaszcza sporo kontrowersji budzi pakiet usług nietypowych, są dziwne nieco intrygujące telefony, ale dzięki tej pracy Piotr zaczyna wierzyć w siebie i poznaje mnóstwo ciekawych ludzi i ich historii. Nie wszyscy będą mili, ale naprawdę będzie ciekawie.
Książka jest napisana w niesamowicie sympatyczny sposób. Jest zabawna, ale nie w wulgarny, prostacki sposób, ale z klasą, można się wzruszyć do łez, a co najważniejsze w pełni angażujemy się w losy bohaterów. Okazuje się, że pewna kawiarnia jest klamrą spinającą kilka powieści autorki, co wydaje mi się świetnym pomysłem, bo miejsce jest czarowne, chociaż nie pełni tutaj aż tak kluczowej roli.
Podoba mi się taki wątek, chodzenia po ludzi, odwiedzania domów i poznawania ich historii, to podobało mi się w Noelce, tak poznajemy historie, niektóre pobieżnie, w inne wchodzimy głębiej. Brakuje mi takich książek. Ta książka jest taka ciepła. Oczywiście szkoda mi Piotra, nie mogę się do niego o nic przyczepić, jest dobrym, porządnym facetem, któremu nie wyszło. Przyznam się jednak, że obstawiałam inny romans dla niego.
Pachnie ta książka dobrą kawą, czuć od niej życzliwość autorki do ludzi, chociaż pani Orszula jest opisana tak schematycznie, jak u Musierowicz. Poznałabym dalsze perypetie bohaterów.
Katarzyna Mastalerczyk