Według mnie jesień sprzyja czytaniu dzienników. Dużo mgły, ogólna ponurość sprzyjają powątpiewaniu w sens egzystencji. W takim stanie ducha chętniej szuka się rady u tych, którzy już sobie radzili z naszymi problemami. A że nihil novi sub sole, przeto warto szukać rad i pomocy u innych. Dziennik Krystyny Jandy to już kolejny sezon książka, która pozwala mi przetrwać ponure jesienne chwile zwątpienia. Krystyna Janda jest kobietą, jaką większość z nas chciałaby być. Wielkoduszna, energiczna, pełna ciepła i wrażliwości. Jej spostrzeżenia są i naszymi, bo patrzymy na ten sam świat, Ona pomaga nazwać to po imieniu i zwraca uwagę na ważne detale, które tkają makatkę życia. Doskonała książka do podczytywania.
Lata opisywane w tym dzienniku to czas dla mnie szczególny. Kończyłam wtedy liceum, zdawałam maturę, myślałam o studiach. Byłam wtedy ślepa na otaczający nas świat, To był czas wyborów, wielkich tragedii, czas rocznic. Polityki jest bardzo mało. Krystyna Janda pokazuje nam fragmenty swojej codzienności. Opowiada o kwestach na cmentarzu, o swojej rodzinie, o pracy. To wszystko jest takie znajome, ma urok codzienności, a jednak Krystyna Janda okrasza to wszystko trafnymi spostrzeżeniami, pokazuje ogromną inteligencję i cudowne pióro. Czyta się to z ogromną przyjemnością, a ja z wyjątkowym sentymentem wracałam do tych lat, zwłaszcza teraz.
Krystyna Janda jest bezsprzecznie doskonałą aktorką, każda jej rola jest godna zapamiętania, ale ponadto pisze po prostu wspaniale. Jak dla mnie te książki, dotychczasowe trzy tomy dzienników, są idealne do wieczorów pod kocem, z kubkiem herbaty. Może spokojnie dumać nad światem, wracać do wspomnień i przeżywać je ponownie. Zwłaszcza miałam tak ze wpisem o katastrofie hali, gdzie miała miejsce wystawa gołębi, dla mnie była to noc studniówki. Pamiętam ten smutek, ten dzień, ten szok. Późniejsze lata stępiły naszą wrażliwość, tyle było katastrof, tyle razy jednoczyliśmy się, by płakać. Krystyna Janda wspomina rocznicę strajków, śmierć św. Jana Pawła II, to ważne daty, ale pisze też o dniu zwykłym, dniu z rodziną, obserwacji przyrody. To wiele rozważań o życiu, o codzienności, o tym,jak żyjemy, np. chodząc do pracy pomimo choroby, bo nie ma innego wyjścia.
Polecam Wam serdecznie te dzienniki, można je czytać na wyrywki, cięgiem, odłożyć na chwilę i wrócić potem z taką samą przyjemnością.
Epickie dzieło, ale warto mieć na półce i czerpać z tego radość czytania, w szarości dnia codziennego.
Katarzyna Mastalerczyk