Poznaję, że się starzeję, po tym, że czytuję poezję. Kiedyś była dla mnie synonimem nudy, jakbym odszyfrowywała, tajny telegram a stawką było ocalenie przed zbombardowaniem cywilnej wioski, albo zdana matura, albo coś również ważnego. Długo nie mogłam patrzeć na wiersze, zamiast rytmu, melodii, metafor próbowałam zgadnąć, co autor miał na myśli, co było w jego pokoju, czy kolor żółty to kolor przemijania, kolor co ma symbolizować febrę, co ma symbolizować gorączkę, co ma symbolizować… rozumiecie? Na lata porzuciłam wiersze, skupiłam się na prozie. Na szczęście po latach, gdy moja matura zbliża się do pełnoletności (ha ha), ja wracam do wierszy, wzruszam się, myślę fragmentami poezji. Odkrywam piękno przeżyć zatrzymane w czasie, jak komar zastygł w bursztynie.
Anna Piwkowska to poetka dla mnie zupełnie nowa, nie czytałam do tej pory ani jej wierszy, ani prozy, ta książka skusiła mnie swoją okładką i tytułem, obiecującym uwzniośloną podróż. Wiersze zebrane w tym tomiku to wyraz odwiecznego ludzkiego pragnienia by zatrzymać czas a ja z tym trzymam, co czas zatrzyma, daremność tych pragnień jest jednak widoczna gołym okiem, czas w wierszach pędzi, Ziemia toczy swój garb uroczy, ludzie przemijają, zostaje po nich ulotne wspomnienie, cień dawnego świata. Tomik wspaniale się nadaje do czytania w długie wieczory. Niektóre długie i nabite myślami, inne czarują prostotą, raptem kilka wyrazów, potrafi odmalować wyrazisty pejzaż. I poruszyć.
Byłam pewna, że polska współczesna poezja do mnie nie trafi, że prócz Wisławy Szymborskiej i Miłosza to wielkość polskich wierszy przeminęła z pokoleniem Kolumbów, tymczasem okazuje się, że ktoś mi współczesny, o podobnych odczuciach, wyrosły w podobnych warunkach może przemawiać do mojej duszy i grać na moich emocjach jak chce i to nie epicką prozą a zwięzłymi wierszami, chociaż niektóre to prawie małe felietony. Bardzo wysmakowane te wiersze, bez częstochowskich rymów, bez ordynarnego wykładania kawy na ławę. Prostota i piękno, czar słów, elegancka zwięzłość.
Nie ma mnie tam. Czy to boli? Nie, nic nie boli.
Po prostu patrzę i nie ma mnie tam. Tylko kto patrzy,
Kim jestem ta ja, która patrzy, z odległej perspektywy
Na końcu alei, na tę, której tam nie ma, a może nie ma
Tego świata tam.
Katarzyna Mastalerczyk