Czasami dość impulsywnie sięgam po konkretne tytuły, dając się ponieść chwili. Niekiedy tego żałuję, innym razem jestem nieopisanie zadowolona, że \”coś\” podkusiło mnie, by przeczytać ten, a nie inny tytuł. I choć szkolna rzeczywistość już od ładnych paru lat za mną, to jakoś tak z sentymentem sięgam po powieści, których akcja osadzona jest w jej realiach. Być może to kwestia tęsknoty za czasami, w których świat, choć wydawał się skomplikowany, był całkiem prosty… dużo prostszy niż dorosłość.
Jak więc wiadomo szkoła to specyficzne środowisko, w którym człowiek nabywa nie tylko wiedzę w postaci wkuwania kolejnych wzorów matematycznych, czy fizycznych albo dat istotnych z punktu widzenia historyka. To także miejsce, w którym młody człowiek uczy się funkcjonować w społeczeństwie, nawiązywać relacje i je rozwijać. Ale co jeśli trafia się do klasy Nienauczalnych, skazanych przez system na wykluczenie, zepchnięcie w najciemniejszy kąt (dosłownie) i traktowanie jak najgorsze zło tego świata? Dobrze, że pozory lubią mylić…
Gordon Korman w swojej książce pokazuje, że nie zawsze wszystko jest takie, jakim się wydaje. Czasem bowiem wystarczy odrobina chęci, dobre słowo i wyciągnięcie ręki, by dojrzeć w drugim człowieku coś więcej.
Przyznaję jednak, że na początku miałam pewne opory przed zgłębianiem treści tej książki. Pierwsze rozdziały nieszczególnie mnie wciągnęły i zrodziła się wówczas w mojej głowie myśl, że ten stan utrzyma się do samego końca. Niemniej zostałam pozytywnie zaskoczona, bo im więcej stron miałam za sobą, tym lektura robiła się ciekawsza, a i uśmiech jakby częściej pojawiał się na mojej twarzy. Koniec końców powieść Gordona Kormana kazała się pozycją intrygującą, przy której można się i pośmiać i chwilę zastanowić.
Choć autor nieśpiesznie rozwija fabułę, ma to i sens i logikę, a i pewien urok też ma. Jednak, gdy już zaczyna się coś dziać, wówczas przypomina to reakcję kostek domina. Nie ma więc już wtedy mowy o tym, by wyskoczyć z tego szkolnego rollercoastera. Kreatywne poczytania tytułowych Nienauczalnych, jak i ich nauczyciela o przewrotnym nazwisku Kermin (tak, ja też się uśmiechnęłam), sprawiają, że dorosły czytelnik z rozrzewnieniem wraca wspomnieniami do szkolnych czasów i własnych wybryków. Ci młodsi… no cóż, w pewnym sensie poczują się mniej wyjątkowi, bo w każdej szkole dzieją się \”cuda\”, nawet jeśli jest wymyślona…
Nie można odmówić Gordonowi Kormanowi lekkiego pióra (pomimo moich trudnych początków). Autor bawi się słowem, kreśląc, co wymyślniejsze i szalone sytuacje, okraszając je przy tym plastycznymi opisami, które sprawiają, że lektura momentami przypomina seans komedii, niekiedy kryminalnej.
Nienauczalni mają ciekawą narrację, prowadzona jest bowiem z perspektywy kilku bohaterów. Każdy rozdział \”opowiada\” inna postać, zachowując ciąg wydarzeń. Ciekawy zabieg i przyjemny w odbiorze.
Sami bohaterowie to taka grupka cudaków, którzy mieli tego pecha i szczęście zarazem, trafić na siebie i pokazać światu, że mogą wiele zwojować. Z wieloma z nich z pewnością młodzi czytelnicy odnajdą wspólny język, jak i znajdą w nich odbicie kolegów ze szkolnych korytarzy, a może i własnej klasy.
Michalina Foremska