Cały czas wydawane są książki o wielkich himalaistach. Możemy w nich czytać o miłości do tego odważnego, ale i szalonego sportu. Czytamy o ich wyczynach, o ich śmierci, o ich przygodach. O pokonywaniu swoich słabości, poznawaniu swoich granic. Sytuacjach, w których każdy z nas, raczej rzadko kiedy by się chciał znaleźć. Czytamy o miłości do wolności, o wytyczeniu nowych granic, o pobitych rekordach. Himalaiści zyskują sobie nowych fanów, ci, których już nie ma, również. Większość osób uważa ich często za bohaterów. Ludzi, którzy pokonują lęk i za nic mają strach. Przynajmniej tak o tym myśli większość. Jednak rzadko sobie zdajemy sprawę, z bardzo ważnej rzeczy.
Co z ich rodzinami? Co się z nimi dzieje, kiedy oni zdobywają kolejne szczyty, co się dzieje, kiedy zdarzy się tragedia i nie wracają do domu?
Rzadko o tym myślimy, dlatego uważam, że ta książka jest niezwykle cenna. To spotkanie z autentycznymi postaciami, żyjącymi ludźmi, często żonami, partnerkami, dziećmi, himalaistów. Tutaj nie ma blasku fleszy, adrenaliny. Jest życie: radzenie sobie ze stratą, rachunki do zapłacenia, przemilczane historie i pustka po utraconym rodzicu. Takie książki, kiedy możemy spotkać się z historią drugiego człowieka, zawsze są cenne. Otwierają nam oczy, na to, czego często nie chcemy, lub nie możemy, zobaczyć. Życiem himalaisty żyje cała rodzina, jedna wyprawa może zburzyć życie najbliższych, doprowadzić do tragedii. Załamać żonę/męża i dzieci. To odważna decyzja być z himalaistą. Nie dziwi fakt, że te związki często nie wytrzymują. Tutaj też ważna jest obecność, a tak naprawdę (nie)obecność. Chwilę w domu, przygotowania, treningi, a potem znów na wspinaczkę. Trudne życie.
Każda wyprawa ma swoją cenę […] płaci ją nie tylko himalaista: – Wspina się cała rodzina, nie tylko jeden człowiek.
Z książki wynika, że rodziny rozumieją tę pasję. Tylko czy na pewno? Czy małe dzieci tracąc ojca, już na zawsze nie pozostają na pół sierotami? Czy ten brak da się wypełnić?
Może moja słowa są ostre, ale ta książka to też pokazanie, moim zdaniem, że jeden wybór pociąga za sobą inne wybory. W życiu nie można być egoistą, ale też nie można mieć wszystkiego. Jeśli w naszym życiu największą i najważniejszą miłością jest pasja, to czy nie powinniśmy być konsekwentni i w takim razie nie decydować się na zakładanie rodziny? Brzmi mocno, ale czy osoby wybierające pasję, która stanowi realne zagrożenie życia, (przy prawie każdej wyprawie) nie są egoistami, jeśli jednocześnie zakładają rodzinę? Czy myślą o tym, że zostawiają osoby, które ich kochają? Trudne pytania. Trudne odpowiedzi.
Karolina Guzik