Często powtarzam, że piękno i siła tkwi w tym, że różnimy się od siebie. To różnice sprawiają, że jesteśmy oryginalni i wyjątkowi. Gdyby wszyscy byli tacy sami, byłoby nudno i monotonnie.
Mówi się także, że to różnice i wszelka inność prowadzą do nieporozumień i konfliktów, że gdy do głosu dochodzą ludzkie emocje, wszystko zaczyna się psuć.
Wizja ujednoliconego społeczeństwa, sztucznie warunkowanego przez władze, które za wszelką cenę chcą sobie podporządkować jednostkę, nie jest nowa. Pisał o niej już sam Jonathan Swift w Podróżach Guliwera, ale prawdziwym wysypem tego typu historii jest wiek XX, który zaowocował Rokiem 1984 G. Orwella, Nowym, wspaniałym światem A. Huxleya, czy powieścią My J. Zamiatina. Jednym z lepszych obrazów filmowych z tego tematu jest, moim zdaniem, Equilibrium w reżyserii Kurta Wimmera.
Obecnie takich historii mamy mnóstwo, nawet w kategorii młodzieżowej, więc cykl autorstwa Lois Lowry, może już nie zwrócić takiej uwagi. A szkoda. Nie tylko dlatego, że pierwsza część cyklu jest dość stara, bo została napisana w 1993 roku, ale głównie dlatego, że język jakim jest opowiedziana i wizja świata, która w ten sposób powstaje, naprawdę zasługują na uwagę.
Społeczeństwem, w którym żyją bohaterowie Dawcy, rządzi zasada jednakowości. Każdy, w odpowiednim czasie, dostaje tyle samo, co bliźni. Każdy ma męża lub żonę, dwoje (tylko!) dzieci, dom, przypisaną ze względu na preferencje, pracę. Nie ma konfliktów, złych snów, emocji, niewygodnych pytań. Doprecyzowano nawet sam język, pozbawiając go frazeologizmów czy dwuznaczności. Nie mówi się o rodzinie, a o komórce rodzinnej. Odpowiednio dobrane surogatki rodzą dzieci, które dopiero w wieku 3 lat trafiają do opiekunów. Zgodę na małżeństwo otrzymuje się dopiero po kilku latach dokładnych obserwacji. Każdy wykonuje pracę, do której go przypisano, nie grymasi, nie leni się, nie robi fuszerki, bo wie, że służy całości.
Wyeliminowano klęski żywiołowe, zapanowano nad klimatem, zapobiegnięto wojnom, nie ma rozwodów, niezadowolenia, niepokojów społecznych. Wszyscy są zadowoleni, najedzeni, wyspani, nie mają pragnień, działają jak dobrze naoliwione maszynki.
Jonasz jednak czuje, że jest inny. Jego odczucia znajdują potwierdzenie w rzeczywistości, gdy podczas ceremonii nadawania zawodu, zostaje wybrany do szkolenia na Odbiorcę wspomnień. Jest to bardzo unikalna profesja, bo w społeczności jest tylko jeden Odbiorca i w zasadzie wolno mu znacznie więcej niż pozostałym. W trakcie szkolenia, które polega głównie na przekazywaniu obrazów, kolorów i wrażeń dotykowo – wizualnych, Jonasz z bólem przekonuje się z ilu rzeczy zrezygnowano i czego tak naprawdę pozbawiono ludzi, by mogło powstać takie społeczeństwo. Pozornie jest ono lepsze, ale czy szczęśliwe i równie głębokie? Odpowiedź na wszystkie wątpliwości czai się tuż pod powierzchnią.
Czy wszędzie jest tak samo? Już niebawem Jonasz stanie w obliczu decyzji, która zmieni nie tylko jego samego, ale i całą społeczność. Być może też uratuje kogoś przed śmiercią, jeśli tylko znajdzie w sobie dość odwagi i uporu.
Muszę powiedzieć, że Dawca, mimo niewielkiej objętości, naprawdę robi wrażenie. Autorka, oczami Jonasz, stopniowo odsłania kulisy działania komórek rodzinnych, opieki nad starszymi oraz najmłodszymi, szkolenia nowych specjalistów. Początkowo są to tylko przebłyski, niczym pasma kolorów, które Jonasz zaczyna widzieć. Z czasem jest tego coraz więcej i wizja robi się coraz mroczniejsza i przerażająca.
Napisana prostym językiem, bez ubarwień historia ma jedno proste, ale piękne przesłanie. Ludzkie wspomnienia i doświadczenia minionych pokoleń to największy skarb ludzkości, to mądrość i siła. Nie wolno z nich rezygnować, choćby nawet bolały. Inaczej zamienimy się w bezduszne automaty, które zamiast żyć, będą zwyczajnie wegetować.
Polecam powieść Dawca i już niecierpliwie czekam na część drugą o sugestywnym tytule Skrawki błękitu.
Z ciekawości obejrzałam także sobie trailer do filmu Dawca pamięci, który do polskich kin wchodzi już 22 sierpnia. Od razu widać, że film będzie różnił się od książki, ale myślę, że warto skonfrontować go z książką.
Edyta Krzysztoń