Pomimo wiary w sensowność nauk humanistycznych czuję się
czasami gorsza od tych, którzy potrafią połapać się w ścisłych teoriach.
Zazdroszczę fizykom, matematykom, chemikom i wszystkim wielkim mózgom tego
świata. Ale nie zamierzam się poddawać. Po \”Jeszcze krótszej historii czasu\” Stephena
Hawkinga i Leonarda Mlodinowa postanowiłam sięgnąć po \”Wszechświat w lustrzanym
odbiciu\” Dave\’a Goldberga. Bynajmniej dlatego, by poszerzyć swoją wiedzę.
Raczej, by zrozumieć tę zgromadzoną podczas poprzedniej lektury.
Zgodnie z tytułem, grafikę okładki stanowi zduplikowany
obraz fragmentu kosmosu (mam nadzieję, że nie mylę się tutaj w nazewnictwie i
jakiś umysł ścisły nie podśmiewa się ze mnie pod nosem albo, co gorsza, w
głos). Czcionka napisów jest prosta, jasna, doskonale widoczna na
ciemnogranatowym tle. Wydaje się też nieco w starym stylu, jak podręczniki
używane kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat wcześniej.
Zawartość jednak z pewnością przestarzała nie jest. Dave
Goldberg co prawda prowadzi czytelnika aż od teorii starogreckich, ale jednak
skupia się przede wszystkim na tym, co już potwierdzono bądź ma nadzieję
niedługo się potwierdzić. Zgodnie z podtytułem (\”Jak ukryte symetrie kształtują
naszą rzeczywistość\”) autor skupia się przede wszystkim na motywie symetrii ,
odnajdując je w znacznej większości fizycznych definicji. Jak się okazuje wcale
nie zawęża to materiału badawczego. Symetria bowiem czai się wszędzie.
Po przeczytaniu \”Jeszcze krótszej historii czasu\” wydawało
mi się, że coś już wiem. Bardzo szybko okazało się, że jestem w błędzie.
Goldberg bowiem nierzadko tłumaczy te same teorie, które tłumaczyli w swojej
książce Hawking i Mlodinow, jednak innymi słowami i nierzadko na innych
przykładach. Efekt tego jest dla mnie jako czytelnika i laika dwojaki – z jednej
strony zrozumiałam część z tego, czego nie pojmowałam; z drugiej zaś dotarło do
mnie, że to, co wydawało mi się jasne, jest dużo bardziej skomplikowane (i
jednak tego nie rozumiem). Aż strach pomyśleć, co będzie, gdy przeczytam
kolejną książkę, której autor podejmuje się wytłumaczenia zawiłości fizyki
humanistom (między innymi).
Zamierzam trzymać się porównań \”Wszechświata w lustrzanym
odbiciu\” do \”Jeszcze krótszej historii czasu\”, choćby dlatego, że nie
potrafiłabym tej książki porównać do żadnej innej (bo żadnej innej podobnej nie
znam), a poza tym, to właśnie dzieło Hawkinga przetarło zbliżonym tematycznie
lekturom szlak. A przetarło dzięki czemu? Dzięki humorowi i uproszczonemu
językowi. Tutaj przyznać muszę, że sposób opowiadania Goldberga przypadł mi do
gustu bardziej. Autor stara się wykładać wszystko możliwie obrazowo, wymyśla
nierzadko dziwne i zabawne przykłady lub sięga do popkulturowych wizji, by
wytknąć im błędy lub usprawnić pomysły twórców science fiction. Najważniejsze
jednak jest to, że stara się podejść do problemu fizyki z humorem.
Humorem, trzeba to napisać, bardzo specyficznym. Nie
określiłabym go jako dowcipu \”na siłę\”, jednak z pewnością Goldberg słynnym
komikiem nie zostanie. Początkowo wydawało mi się nawet, że mógłby konkurować w
rywalizacji ze Strasburgerem. Ale może była to jakaś metoda? Wkrótce
przyzwyczaiłam się do dziwacznego poczucia humoru autora, który większość swoich
żartów opiera na \”Star Treku\”, \”Alicji w Krainie Czarów\”, \”Lochach i smokach\”
oraz ogromie autokomentarzy. Jeżeli znacie stereotypowy obraz geeka wytykanego
w liceum palcami, to tak mniej więcej w swoim sposobie pisania prezentuje się
Goldberg.
Chociaż autor wyraźnie dwoi się i troi, żeby było zabawnie,
klarownie, jasno i przejrzyście, to kiedy przechodzi od dowcipkowania do
wykładania zasadniczej wiedzy, zaczyna robić się poważnie. Chociaż bardzo
chciałabym skłamać, że zrozumiałam choćby jedną czwartą z tych skomplikowanych
fizycznych definicji i wywodów, to muszę przyznać, że większość pozostała dla
mnie czarną magią. Nie zmienia to jednak faktu, że śledziłam tekst
zafascynowana. Być może nawet bardziej zafascynowana osnutą wciąż tajemniczą i
niezrozumiałą wiedzą, niż gdybym pojęła sekrety fizycznego świata. Jakkolwiek
częste propozycje Goldberga, by błyskać w towarzystwie zdobytymi informacjami i
pokręconymi nazwami, pozostaną najpewniej niezrealizowane. Bo co z tego, że
zapamiętałam takie hasła, jak: słaby izospin, fermion czy spagetyfikacja, skoro
za żadne skarby nie potrafiłabym ich wyjaśnić?
Tak jak \”Jeszcze krótszą historię czasu\”, tak i \”Wszechświat
w lustrzanym odbiciu\” polecam tym, którzy w szkole z fizyki mieli piątki. Ze
smutkiem muszę przyznać, że cała reszta może skomplikowania prezentowanego
przez Goldberga świata nie pojąć. Jeżeli się jednak uprzecie – jak ja – to wciąż
będziecie świetnie się bawić, śledząc nietypowe poczucie humoru autora i
radując się za każdym razem, gdy wyda się Wam, że pojęliście coś chociaż w
najmniejszym ułamku. Osobiście nie tracę wiary, że kiedyś przyswoję nieco
więcej i wszystkie te kwarki czy teorie strun staną się wreszcie jasne.
Alicja Górska