Zapałałam ochotą na tę książkę, pod koniec moich nauczycielskich wakacji. Morze, piasek i lekka książka z happy Endem. Później o niej zapomniałam i gdy przyszła trafiła na spód kupi przeczytam, jak mnie najdzie, ale jak wykorzystałam wszystkie książki do posiłków padło na nią. Zaczęłam i myślałam, że krew mnie nagła zaleje. A to jest problem, bo chociaż sama mam chorobliwie niskie ciśnienie to jednak pochodzą z rodziny zawałowców i wolałabym, żeby w nekrologach nie pisali: przyczyna śmierci – zawał z powodu irytacji na bohaterkę. Miałam ją podczytywać, ale uznałam, że muszę się z nią uporać… a teraz mam mieszane uczucia.
Nieco sztampowy pomysł, kobieta w bardzo średnim wieku z ogromnym parciem na dziecko i męża. Bardziej na dziecko, niby chodzi o potrzebę miłości, ale jak słuchałam wywodów o idealnym mężu, a właściwie o tym jakie powinien mieć konto, to witki mi opadały. W końcu, po wielu perypetiach trafia na księcia ze Zjednoczonych Stanów – Ameryki. Bez zastanowienia rzuca swoje dotychczasowe życie i przenosi się za wielką wodę, bez chwili refleksji. Faceta prawie nie zna. Gdyby to była moja znajoma, dostałabym zeza od wywracania oczami, westchnęłabym nad głupotą bab i przestałabym odbierać telefony, bo na głupotę to jednak mam alergię. Niestety książkę musiałam doczytać. A dalej mamy coraz to większy popis debilizmu naszej bohaterki, która chociaż wykształcona i obyta daje się tłamsić, daje sobie odebrać dokumenty, doić się z pieniędzy i pozwala wrobić się w bycie gospochą i okazyjnie metresą Wszystko bierze jednak za dobrą monetę, to koleżanki powątpiewające w jej niespotykane szczęście są zawistne. Jeszcze później przybywają dwie córki lubego – z poprzedniego związku, później jeszcze mamusia. Cały związek jest kpiną wszystkiego, a nasza Hanna jest głupia i tak infantylna, że muszę jutro iść do dentysty, bo nie wiem czy zgrzytanie zębami nie uszkodziło mi szkliwa. Baba ma więcej szczęścia niż rozumu – serio.
Mam mieszane uczucia co do tej książki, z jednej strony wiem że istnieją tak durne kobiety, znam – raczej znałam, takie, ale książce brakuje głębi, ona jest płytka, niedopracowana, przypomina raczej szkic, niż dojrzałą powieść o trudnej tematyce. Bo było wiele problemów do omówienia i pragnienie dziecka, głód miłości, złe związki, trudności w budowaniu relacji, a tu wszystko jest takie ciapnięte, jakby ktoś zamiast odmalować pokój ciapnął nam akwarelą z pędzelka. Wystarczy poczytać mejle Hanki do przyjaciółek, takie na szybkiego, po prostu pobieżne.
Wbrew sobie i wbrew pozorom prędko wsiąkłam w książkę i targały mną silne emocje, ale moim zdaniem książka jest porządnie niedopracowana i po łebkach… jakby brudnopis, więc też mam poczucie niedosytu, ale z drugiej strony ostatni akapit to taka jutrzenka, wlała we mnie odrobinę ciepła… Tylko co z tego jak ciężko się czyta bo bohaterka to idiotka?