Gdyby przedmioty codziennego
użytku mogły mówić, z pewnością usłyszelibyśmy od nich bardzo ciekawe
opowieści. Plecaki, torebki, torby, kosze, walizki. Towarzysząc nam w życiowych
podróżach, mniejszych lub większych, są milczącymi świadkami naszych planów, ambicji,
obowiązków, marzeń, sekretów. Przechowują w sobie nasze rzeczy, pilnują ich
niczym strażnicy, spełniając swój obowiązek najlepiej, jak potrafią.
Tytułowa walizka z powieści
Louise Walters także kryje w sobie mnóstwo sekretów, dzięki którym, albo przez
które życie wielu osób ułożyło się tak, a nie inaczej. I to właśnie zawartość
tej walizki stanie się pretekstem do odkrycia rodzinnych tajemnic, które wzięły
swój początek ponad 70 lat wcześniej.
Pracująca w antykwariacie
Roberta, ma nietypowe hobby. W starych, przeznaczonych do ponownej sprzedaży
książkach, bardzo często znajduje stare fotografie, pocztówki, a nawet listy.
Starannie je gromadzi i lubi myśleć o ludziach, z którymi te przedmioty mają
związek. Kiedy wśród starych rzeczy swojej babci znajduje list od dziadka,
którego nigdy nie było dane jej poznać, kobieta zdaje sobie sprawę, że historia
jej rodziny, a zwłaszcza młodość jej babci, mogła wyglądać zupełnie inaczej niż
głosi to oficjalna rodzinna wersja.
Dobiegająca czterdziestki
Dorothy nie jest szczęśliwa z mężczyzną, którego wybrała nieco zbyt pochopnie.
Możliwe, że gdyby doczekali się potomstwa, sprawy ułożyłby się jako tako, ale właśnie
brak dziecka, sprawia, że któregoś dnia Albert odchodzi z domu, udając się na
wojnę. Dorothy zostaje sama, z niejasnym statusem ni to wdowy, ni to panny i
wtedy w jej życiu pojawia się polski pilot Jan Pietrykowski. Stopniowo rodzące
się uczucie pozwala obojgu marzyć o czymś więcej, ale inne zobowiązania oraz
wojenna zawierucha, sprawią, że rzeczy przybiorą zupełnie inny obrót. Narodzi
się tajemnica, która wiele lat potem tak mocno da Robercie do myślenia.
Fabułę powieści poznajemy na
dwóch płaszczyznach czasowych.
Pierwsza płaszczyzna rozgrywa
się w czasach obecnych. Dorosła Roberta ma dość nudne i niepoukładane życie.
Ukochana babunia przebywa z domu opieki, gdzie poddaje się postępującej
chorobie Alzhaimera, także ojciec od lat zmaga się z chorobą. Matka kobiety
porzuciła rodzinę dawno temu i nie ma z nią kontaktu. Jedyną stałą rzeczą w
życiu Roberty jest praca w antykwariacie i ten właśnie sklep stanie się centrum
wydarzeń, dzięki którym bohaterka dowie się nowych rzeczy na temat swojej
rodziny, a zwłaszcza babci.
Druga płaszczyzna to lata 40
ubiegłego wieku i przemijająca młodość Dorothy, która nade wszystko pragnie
dziecka, a czego nie dane jest jej doświadczyć. Kobiet traci kolejne ciąże, co
źle wpływa na jej relacje z mężem i kiedy już prawie godzi się z losem, w jej
życiu pojawiają się osoby, które wszystko zmienią.
Walizka pani Sinclair to
sprawnie napisana powieść, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością. Nie jest
to historia o wielkich krwawych dramatach i tajemnicach, od których zależy
życie. To raczej opowieść o drobnych zbiegach okoliczności, które w trudnych
czasach wojny, stały się bohaterów szansą na odmianę swojego losu. Ktoś z
czegoś nieopatrznie rezygnuje, a ktoś inny bierze to za życiowy dar, być może
ostatni, jaki się przydarzy i korzysta z tego. Rodzą się tajemnice, które mogą
pozostać nieodkryte, gdyby nie drobiazgi. Po upływie wielu lat właściwie nie
mają one znaczenia, choć ujawnione mogą szokować.
Jestem bardzo mile zaskoczona
tą powieścią i zadowolona, że zdecydowałam się ją przeczytać. To ciepła,
wzruszająca historia o tym, że w życiu najbardziej liczy się miłość, którą
możemy dać innym. To właśnie obdarzanie innych czułością, opieką i troską,
czyni nas lepszymi i bardziej prawdziwymi. Nie da się przy tym czasem uniknąć
błędów, bo w końcu jesteśmy tylko ludźmi, ale i tak w ostatecznym rozrachunku
najbardziej liczą się zbudowane więzi, a nie urzędowo zatwierdzone
dokumenty.
Edyta Krzysztoń