\”Gdy Harlow wchodziła do pokoju, od
razu robiło się jaśniej. Miała w sobie niewytłumaczalny spokój\”.[1]
Strach przed uczuciem może być
obezwładniający, zwłaszcza gdy ta druga osoba staje się dla ciebie powietrzem
którym oddychasz, sensem życia, motywacją do wstawania, bycia dobrym i
wierzenia w wspólną przyszłość. To może przerazić i wywołać chęć ucieczki, tylko
czy przed tym da się uciec?
Grant i Harlow. Harlow i Grant. Dwoje osób, które nie powinno być
razem, ale coś ich ciągnie do siebie. On nie ma zamiaru nigdy się wiązać. Jedna
dziewczyna na jedną noc jest w porządku, ale związek, wspólne życie i uczucia
nie są dla niego. Nie chce kochać i być uzależniony od drugiej osoby nie chce
cierpieć gdyby coś stało się partnerce. Ona cicha, nieufna, pochłaniająca
książki, ze szczerym spojrzeniem, niewinna. Wie, że nie powinna ufać Grantowi, ale
niestety jej silna wola była zbyt słaba i teraz gorzko tego żałuje. Czy mężczyźnie
uda się uratować chociaż ich przyjaźń i czy rzeczywiście tylko na tym mu zależy?
Abbi Glines jest autorką po której twory
sięgam w ciemno i za każdym razem się nie zawodzę na tworzonych przez nią
historiach. Dostarcza mi kilka godzin całej gamy emocji pozwala zapomnieć o
szarej rzeczywistości. Czy i tym razem było podobnie?
Dopóki Glines nie napisze czegoś słabszego
zmuszona jestem do powtórzenia tego, co piszę za każdym razem. Jej atutem jest
umiejętność pisania o uczuciach w taki sposób, że trafia to w najgłębsze
zakamarki serca. Sprawia iż wszystko co opisuje – wydarzenia, miejsca, ludzie, emocje
– jest łatwe do wyobrażenia i wczucia się w daną sytuację. Nie koloryzuje, nie
ubarwia, pisze o trudnych tematach i mocno doświadcza bohaterów. Dodatkowo tym
razem odniosłam wrażenie, że z pierwszego planu został zepchnięty seks i to jak
tworzy się związek między bohaterami, a górę wzięły leki Harlow i Granta, to
strach przed utratą i nieufność, walka z tym była głównym wątkiem, co muszę
przyznać było bardzo dobrym posunięciem. Abbi nie daje możliwości by się nudzić
czy chociażby czuć znużenie, dba o to by działo się dużo, szybko i było
rzeczywiste.
Podoba mi się Harlow, ze swoją nieufnością,
miłością do książek i szczerością przypomina mi mnie samą. Może dlatego tak
mocno jej losy mnie pochłonęły. Niby cicha i spokojna, ale potrafi pokazać
pazurki i jest silniejsza niż sama się o to podejrzewa. Taka mieszanka, która
fascynuje i chce się przebywać w jej otoczeniu. Z kolei Grant jest super
przystojnym kolesiem mogącym mieć każdą i skrupulatnie to wykorzystuje w myśl
ustalonej przez siebie zasady – żadnego angażowania. Nie robi tego jednak z
czystego wyrachowania, ale z powodu nękającego go strachu przed utratą
ukochanej osoby, której odda całą duszę i obawy przed cierpieniem nie do
wytrzymania.
Nie wiem jak Abbi Glines to robi, ale za
każdym razem gdy zasiadam do jej nowej książki nie jestem w stanie jej odłożyć
dopóki nie przeczytam ostatniego zdania a i długo po tym mam niedosyt, bo
chciałabym więcej i więcej. Od pierwszych stron zostaję pochłonięta przez wir
wydarzeń, które absorbują całą uwagę, losy bohaterów intrygują i powodują, że
bez problemu się z nimi można zżyć i kibicować temu, by wszystko dobrze się
ułożyło. Abbi włada moim sercem od momentu przeczytania O krok za daleko, jak
mało kto wywołuje we mnie taki bałagan uczuciowy i sprawia, że wraz z
bohaterami nie ufam, boję się, płaczę, mam nadzieję i się śmieję. Chyba nigdy
nie będę miała dość jej powieści.
Tych których znają już losy niektórych mieszkańców
Rosemary Beah zapewne nie muszę przekonywać do sięgnięcia po Grając w miłość, ale
zapewniam, że warto i nie ma mowy tu o żadnym rozczarowaniu. To
nieprawdopodobne, ale Abbi Glines nadal trzyma formę i daje swoim fanom w pełni
dopracowaną i uzależniającą powieść. Oby nigdy jej wena się nie wyczerpała!
Irena Bujak,
http://zapatrzonawksiazki.blogspot.com
[1]Abbi Glines, Grając w miłość, s. 10