Loki to w mitologii nordyckiej olbrzym, przyjęty poprzez braterstwo krwi z Odynem w poczet Asów, ojciec kłamstwa i bóg oszustów. Ujawnia cechy typowego trickstera – przeciwstawia się ustalonym normom, działa wbrew panującemu ładowi; jego zalety: inteligencja, wiedza i krasomóstwo długo równoważą wady, a nawet czynią go niezbędnym dla wspólnoty – Loki kłamie, kradnie, oszukuje, sieje zamęt, intryguje – ostatecznie jednak nie ratują go przed zasłużoną karą. Jest postacią zdecydowanie ambiwalentną, a dzięki temu niezwykle barwną. Co by było, gdyby tak wyrazisty, nietuzinkowy bohater zdecydował się opowiedzieć własną wersję mitów? Czy bardzo różniłaby się od oficjalnej wersji? Czytelnicy \”Ewangelii według Lokiego\” mają szansę się o tym przekonać; najnowsza powieść Joanne Harris, autorki kojarzonej dotąd głównie z powieściami obyczajowymi, w tym z najgłośniejszą bodajże \”Czekoladą\”, zagłębia się w świat nordyckich bogów i oddaje głos najbardziej wielowymiarowej i niejednoznacznej postaci panteonu.
\”Ewangelia według Lokiego\” to nic innego, jak zebrane w spójną całość, opowiedziane na nowo skandynawskie mity – tym razem z perspektywy tytułowego bohatera. Opowieść rozpoczyna się – niczym \”oficjalna wersja\” zawarta w Wieszczbie Wolwy (poematu wchodzącego w skład Eddy poetyckiej) – od stworzenia świata (swoją drogą nie rozumiem, czemu Harris rolę wieszcza przypisała głowie Mimira zamiast Wolwie właśnie) z ciała olbrzyma Ymira oraz pojawienia się bogów – skonfliktowanych początkowo ze sobą Asów i Wanów, choć tak naprawdę historia Lokiego na dobre rozpoczyna się w momencie, kiedy zawiera z Odynem braterstwo krwi i dołącza do bogów w Asgardzie, jednej z dziewięciu krain, do której jedyną drogą jest strzeżony przez Heimdalla Tęczowy Most. Loki jednak nie jest w tym doborowym towarzystwie mile
widziany i choć jego inteligencja, pomysłowość i przebiegłość nieraz ratują bogów z opresji, nigdy nie został do końca zaakceptowany.
Opowieść Lokiego jest dokładnie tak ironiczna, złośliwa i przewrotna, jak spodziewać by się można po obarczonej takim charakterem postaci. Co ważne – choć sposób portetowania innych bóstw jest zdecydowanie sarkastyczny i prześmiewczy, choć narrator bezlitośnie obnaża i akcentuje ich wady i słabości – wszystko to jest zadziwiająco wierne oryginalnej treści mitów. Sam Loki, choć próbuje grać na emocjach odbiorcy i przedstawić się w korzystniejszym świetle niż wskazywałby na to przebieg wydarzeń, generalnie niewiele różni się od tego, co znamy ze skandynawskiej mitologii – może nieco głębiej autorka sięgnęłą w sferę jego motywacji, dzięki czemu postać bohatera staje się bardziej… ludzka, bliższa czytelnikowi.
Portret własny Lokiego, który zgodnie ze swoją dwojaką naturą działał zarówno na rzecz bogów (zdobywa magiczne przedmioty, które staną się atrybutami Asów, np. złote włosy Sif, włócznię i naramiennik dla Odyna, złotego dzika dla Freja czy młot dla Thora oraz ratuje bogów z opresji, np. porywając z niewoli olbrzyma Thjassiego Idun, bez których złotych jabłek młodości bogowie zaczęli się gwałtownie starzeć czy też pomagając Thorowi odzyskać jego młot), jak i jednocześnie na ich szkodę (ukradł złoty naszyjnik Freji, ściął cudowne włosy Sif, umożliwił porwanie Idun olbrzymowi, obraził bogów na uczcie Aegira, doprowadził do śmierci Baldra i uniemożliwił jego powrót z zaświatów), choć ukazany z innej perspektywy, również jest zaskakująco wierny oryginałowi. A jednak nie sposób nie polubić i nie kibicować bohaterowi, który stara się usprawiedliwić wszystkie swoje złe uczynki, mści się za prawdziwe i urojone krzywdy, knuje na każdym kroku, dba tylko o siebie i gotowy jest poświęcić nawet własne dzieci – bohaterowi, który jednak jest ofiarą swej własnej natury, otoczenia, a przede wszystkim – przeznaczenia, które musi się wypełnić. Czy można skutecznie przeciwstawić się swej naturze i przeznaczeniu – oto podtekst opowieści Lokiego, jej sedno, dzięki czemu książka Joanne Harris przestaje być bezładną, powierzchowną, przypadkową zbieraniną mitów, a staje się spójną całością, tym, czym powinna być mitologia – złożonym systemem symboli wyrażającym stosunek człowieka do świata, porządkującym i objaśniającym świat na wielu różnych poziomach.
Powieść Joanne Harris zaskakuje czytelnika już od pierwszych akapitów – a to za sprawą narracji, której styl na pierwszy, a nawet drugi rzut oka nijak się ma do epickich opowieści o nordyckich bogach. Każdy, kto zna mało zrozumiały, niejasny, namaszczony, a miejscami patetyczny styl Eddy poetyckiej czy też napisane z epickim rozmachem historie o bogach i bohaterach skandynawskich mitów, będzie zaskoczony tym, co przygotowała dla odbiorcy angielska pisarka. Język, jakim posługuje się Loki, jest na wskroś współczesny, potoczny, często niedbały, choć zarazem przesiąknięty ironią, nieraz także czarnym humorem, złośliwością zabarwioną nutką goryczy, co – trzeba przyznać – doskonale oddaje charakter i osobowość Lokiego. Początkowo taki nazbyt lekki sposób narracji razi, ale z biegiem czasu czytelnik zdaje sobie sprawę, jak idealnie pasuje do postaci bohatera i że właściwie brzmi bardzo wiarygodnie; poza tym opowiadane w tym specyficznym stylu historie wydają się nie tylko bardziej przystępne, zrozumiałe, wyraziste, ale i zabawne – najlepszym przykładem jest chyba opowieść o wyprawie Lokiego i Thora przebranego za pannę młodą do siedziby olbrzyma Thryma w celu odzyskania skradzionego przezeń młota. Tak więc, mimo pierwotnego sceptycyzmu, uważam sposób narracji za wyjątkowo dobrze dobrany do postaci narratora i bohatera – zwłaszcza, że opowieści snute przez Lokiego są zadziwiająco wierne oryginalnym treściom mitów. Z czystym sumieniem mogę polecić lekturę \”Ewangelii według Lokiego\” miłośnikom skandynawskiej mitologii – to zaskakująco udany debiut Joanne Harris w gatunku fantasy, oby nie ostatnie jej słowo w tej kwestii.
Karolina Małkiewicz