Jesień to czas, w którym dzieją się w moim smakowym życiu
dwie rzeczy. Po pierwsze – jem więcej, bo lubię jak ciepło rozchodzi się z
żołądka po wyziębionym, jeszcze nieprzyzwyczajonym do ochłodzenia (chociaż nie
w tym roku), ciele. Po drugie – częściej gotuję zupy i dania jednogarnkowe, za
którymi w innym okresie nieszczególnie przepadam. Kiedy sięgałam po jesienne
przepisy z kuchni Beaty Pawlikowskiej liczyłam więc na ciekawe, zdrowe i
warzywne propozycje z tych właśnie kręgów.
I nie przeliczyłam się. W zgodzie z wyznawaną filozofią
autorka proponuje czytelnikom wykorzystanie produktów sezonowych, najlepiej z
ekologicznych upraw. Na dodatek w zgodzie z kuchnią pięciu przemian. Tak, jak w
zbiorze przepisów świątecznych i tutaj książeczkę wzbogacono o technologię
TAP2C, która odsyła czytelnika do kuchni samej autorki.
A co się zmieniło? Ilość przepisów jest mniejsza, chociaż
niewiele, bo liczy sobie trzydzieści dwa zamiast trzydziestu czterech
smakowitych receptur, a okładka szczerzy się złoto i pomarańczowo. Pawlikowska
pozostaje uśmiechnięta na tej samej, co wcześniej plaży. Wizualnie to jeden z
tych tytułów, który na pewno rzuci się Wam w oczy w księgarni.
Same przepisy opierają się w dużej mierze na kaszach i
warzywach. Jakby autorka czytała mi w myślach, znaczna ich część to dania
jednogarnkowe, gęste i sycące. Kuszą kolorowymi fotografiami i w ogóle
różnobarwnością składników. Jest pierwsza w nocy, kiedy to piszę. Nie jadłam
ani obiadu, ani kolacji, a teraz jest już raczej za późno, więc mam wrażenie,
że stronice tej odsłony \”Szczęśliwych garnków\” droczą się ze mną złośliwie.
Gdybym się jednak uparła, mogłabym przygotować posiłek w
zaledwie kilka minut. Chociaż bowiem propozycje dań wydają się złożone – wiele kolorów,
kształtów, warzyw – to w rzeczywistości tylko wyglądają na pracochłonne. Ktoś,
kto ma wprawę w siekaniu jarzyn z pewnością byłby w stanie zaskoczyć nawet
teściową, która postanowiłaby poinformować o swojej wizycie na dziesięć minut
przed zapukaniem do drzwi.
Tym razem Pawlikowska nie zaproponowała żadnych zdrowych
słodyczy, ale jestem jej to w stanie wybaczyć, dzięki przepisowi na zupę z
kabaczka, dynię z pomarańczami i dzikim ryżem czy pięknie układające się
podczas samej już wymowy danie: garnek jesiennej radości.
Tak jak poprzednio zastanawiałam się, czy wyznawcy podobnej
filozofii jedzenia nie poczują się trochę oszukani małą oryginalnością
przepisów, tak w przypadku jesiennych propozycji nie mam podobnych wątpliwości.
Wydaje mi się nawet, że są bardziej wymyślne i finezyjne, niż te, które autorka
proponowała na uroczystości świąteczne. Niezależnie jednak od wszystkiego,
zwłaszcza, że w tym roku jesień coś się przeciąga, zamierzam wypróbować znaczną
część przepisów Pawlikowskiej. Za niecałe 20 złotych i Wy możecie dołączyć do
tej misji.
Alicja Górska