Boli
mnie głowa. Nie wiem czy to wina szalejących wichur, które od
wielu lat nawiedzają moją okolicę o tej porze roku, czy to raczej
należy mieć żal do autora książki historycznej, w której wprost
roi się od błędów. Po tym jak przykleiłam na marginesie, kolejną
naklejkę o groźnie czerwonej brawie, wyrżnąwszy uprzednio głową
w biurko, uznałam, że pora na przerwę. Powieść obyczajowa. Tego
mi trzeba. A później zjem budyń. Do polskich obyczajówek bardziej
niż elegancka herbata pasuje mi budyń, albo kisiel. Koc i grube
skarpety. Rozklejam się jak tanie buty w trakcie roztopów. Chociaż
boso to nie biegałam.
To
się da
to kontynuacja powieści Złodziejka
marzeń,
autorka kontynuuje opowieść o Joannie, rozwódce z nastoletnią
córką. Joanna która robi sobie przerwę w pracy nauczycielskiej i
przez matkę zostaje zagoniona do opieki nad starszą ciotką, która
bynajmniej opieki nie potrzebuje, zaczyna nowe życie w malowniczym
regionie północnej Polski. Nie udaje się plan mamusi, aby wyswatać
Joannę z sąsiadem pięknym jak Adonis, ale jednak gejem, ale miłość
i tak kobietę znajduje. Tylko, że Joanna nie jest nastoletnią
dzierlatką. W miłość bez końca, zwyciężającą przeszkody może
wierzyć jej nastoletnia córka. Joanna miała męża, a teraz jest
sama, wie doskonale jak łatwo rozpadają się związki. Te które
miały być wieczne, rozpadają się tak jakby najszybciej. A jednak
Joanna, szuka ciągle swojej ścieżki, bo nie jest powiedziane, że
mając lat czterdzieści, trzeba iść już wydeptanym traktem wszędy
są drogi proste, lecz i manowce są wszędy, oto chodzi jedynie, by
naprzód wciąż iść śmiało.
Joanna idzie, śmiało, niesie pomoc, angażuje się na miarę swoich
możliwości. Pokazuje, że każdy z nas może być kamyczkiem, który
poruszy lawinę zmiatającą beznadzieję.
Bardzo
podoba mi się styl autorki, jest normalny. Nie sztucznie napuszony,
autorka nie wertuje słownika wyrazów trudnych, by najprostsze
stwierdzenie zapisać w barokowy sposób. Dzięki temu książka
skupia się na tym co się dzieje, nie ma przerostu formy nad
treścią, a czytając możemy po prostu odpocząć. Żyć zastępczo
czyimś życiem. Czasami tego nam tak bardzo trzeba… Trzeba nam
uwierzyć, że jeśli odważymy się na pierwszy krok, nasze życie
może się zmienić, bo te ograniczenia, jarzma, są w nas z
przyzwyczajenia, które jest naszą drugą naturą(consuetudo
altera natura est)
i tkwimy w tym ze strachu i z jakiejś masochistycznej wygody. Bo
przecież, może być gorzej, więc lepiej już nic nie zmieniać. A
przecież może być lepiej. Lepiej to nie znaczy, bez trosk,
idealnie. Nie na tym świecie, ale inaczej. I chociaż zwykle takie
książki o zmianach w średnim wieku, raczej mnie nie zachwycają,
ta przypadła mi do gustu. Może przez to
jo,
pamiętam jak koleżanka w LO przyjechała z wakacji zarażona tym
wyrażeniem… obudziła się we mnie znowu nostalgia.
Polecam.
Warto czytać polskich autorów!!!
Katarzyna Mastalerczyk