Niebawem na ekrany naszej polskiej telewizji wchodzi
serial o gwieździe międzywojnia – Eugeniuszu Bodo. Szczerze Wam
powiem, że ja aż taką fanką jego urody nie jestem, widziałam go
w kilku piosenkach, może w filmie, Mama jest fanką, wyniosła to z
domu. Bo Zresztą Mama wyniosła z domu miłość do dobrej muzyki,
którą zarażała, ale żebym straciła serce do Eugeniusza Bodo to
nie mogę powiedzieć. Nie mój styl. Dlatego biografia była raczej
pod Mamę, a ja chciałam przeczytać, ot z ciekawości. No, bo gdy
słowo wstępne pisze Bogdan Łazuka, to czy można odmówić takiemu
zaproszeniu?
Eugeniusz Bodo, syn Szwajcara i Polki. Od
dzieciństwa zaznajomiony ze sceną za sprawą ojca, dosyć szybko
przekonał się, że to artystyczne powołanie go wzywa, na widok
krwi mdlał – medycyna odpadała, miał problemy z rachunkami, prawo
było za trudne. Może pracowałby na kolei, no ale uciekł z domu,
akurat pociągiem. Chociaż w czasie wojny milczą muzy, to jednak
małe sceny doskonale działały. Po odzyskaniu niepodległości
szybko zawisło widmo wojny z bolszewizmem i Bodo nawet wstąpił do
wojska, ale walczyć nie zdążył. Wzywała go scena, sława, barwna
droga ulubieńca międzywojennej Polski z końcem, który nie daje mi
spokoju.
Nie tak dawno oglądałam coś z Mamą o retro
muzyce i tak po sznurkach dotarłam do Bodo, zaczęłam o nim czytać
i w oczy rzuciło mi się zdjęcie z więzienia NKWD, ten konterfekt
był tak różny od tej twarzy którą znałam. Uwodzicielskiej
twarzy amanta, że aż mnie zamurowało. Patrzyłam na ostatnie
zdjęcie człowieka, który czarował pokolenie moich prababek i
brakło mi tchu. Straszne i niezapomniane(zdjęcie jest w książce
również), postanowiłam czegoś o tej książce i o samym bohaterze
się dowiedzieć. Bo trzeba mieć wielkie szczęście, żeby zdobyć
taką nieśmiertelną sławę i wielkiego pecha, by tak skończyć.
Książka nie jest pisana przez laika i wydaje mi
się, że prócz zainteresowania się Eugeniuszem Bodo, trzeba
również interesować się bardzo sztuką dwudziestolecia
międzywojennego, tytuły sztuk, kabarety, teatry, filmy, na początku
strasznie ciężko mi się przez to przebijało. Ja nie chciałam
poznać Bodo ?artysty, chciałam Eugeniusza Bodo ? człowieka.
Później to się nieco zmienia, ale jednak styl tej książki nie do
końca zwojował moje serce. Ciężko się czyta. Chociaż, moja Mama
zaczęła i musiałam ukradkiem Jej zabierać. Więc może to tylko
ja jestem taka wredna?
Książka jest bogato ilustrowana, zdjęcia
przybliżające klimat, pozwalające wczuć się w epokę. Piękne
plakaty. Naprawdę cymes. Autor nie snuje sobie tej opowieści tak
sam z siebie, obficie cytuje ludzi, którzy Eugeniusza Bodo znali,
dzięki temu książka jest autentyczna.
Mnie ona do końca nie podbiła, bo oczekiwałam
chyba czegoś innego, ale jednak lektura była ciekawa i moim zdaniem
dla osób bardziej zainteresowanych będzie idealnym prezentem!
Katarzyna
Mastalerczyk