Są
takie powieści, po
których zakończeniu
trudno cokolwiek o nich powiedzieć.
Nie dlatego jednak, że
były niezbyt dobre, ale
właśnie
dlatego że były
zbyt dobre. Tak jest właśnie
w przypadki powieści
Vanessy Monfort.
Zdecydowałam
się na jej lekturę,
gdyż skusiło
mnie zawarte w opisie nazwisko Karola Dickensa, który miał
być jednym z głównych
bohaterów. Nie sądziłam
jednak, że książka
okaże się
tak dobra. Jestem nią
zachwycona i stawiam ją
na honorowym miejscu w mojej biblioteczce. Pod piękną,
klimatyczną oprawą
kryje się bowiem
urzekająca i mądra
treść, która na długo
zapada w pamięć.
Podróżujący
po Ameryce młody, ale już
uznany, pisarz Karol Dickens, otrzymuje tajemniczy list, zapraszający
go do odwiedzenia okrytej niesławą
Wyspy Blackwella, na której mieszczą
się społeczne
marginesy: przytułek,
więzienie, szpital
psychiatryczny, sierociniec. Wszystko to, czego młoda
Ameryka się wstydzi, jest
tutaj upchnięte w
koszmarnej, obrzydliwej pigułce.
Zaintrygowany Dickens, po zdobyciu odpowiednich pozwoleń,
przybywa na wyspę, by
spędzić
tu dwa tygodnie. Zgodnie z obietnicą
zawartą w liście,
ma poznać tajemnicę
i odkryć skarb. Czy
poznana tutaj pielęgniarka
Anne Radcliffe umożliwi
mu to?
Fabułę
powieści poznajemy z
dwóch perspektyw czasowych. Po raz pierwszy Dickens odwiedza wyspę
w styczniu 1842 r, po raz drugi po 25 latach, w roku 1867, gdy
opowiada swoją historię
innej młodej
pielęgniarce, Margaret.
Żądny
tajemnicy i skarbu Dickens z ogromnym zaskoczeniem odkrywa mroczne
tajemnice i brudne sekrety wyspy. W trakcie swojego życia
spotykał się
już z biedą
i wyzyskiem, ale to co znajduje tutaj, wstrząsa
nim do głębi. Bywalcy
wyspy czy to pacjenci szpitala, czy to więźniowie
są traktowani w sposób
nieludzki. Wyzysku dopuszczają
się strażnicy,
ale także pielęgniarki,
które swoją pracę
uważają
za karę i przez to
wyżywają
się na swoich
podopiecznych, nie umiejąc
ani nie chcąc ukazać
im odrobiny serca i miłosierdzia.
Czy pomysł eksperymentu,
na który wpadają Karol i
Anne, ma szansę wypalić
i czy w ogóle cokolwiek zmieni? To się
okaże.
Powieść
Legenda niemej wyspy
jest po prostu obłędna
i oczarowuje od pierwszej strony. Niesamowity, zimny klimat wyspy
oraz jej mieszkańcy, w
których każdy jest
materiałem na
literackiego bohatera, oczarowują
i przykuwają uwagę
do ostatniej strony. Powszechnie wiadomo, że
swoje książki Dickens
pisał nie tylko na
podstawie własnych
doświadczeń,
ale też tego co
zaobserwował. W tym
przypadku czytelnik otrzymuje przepiękną
wariację na temat tego,
jak mogła powstać
bodaj najsłynniejsza
historia tego autora czyli Opowieść
wigilijna. Obcując z
pacjentami, Dickens snuje coś
w rodzaju prototypu historii, która rok rocznie będzie
zachwycać miliony
czytelników na całym
świecie. Fikcja przeplata
się tu z rzeczywistością,
a snuta przed oczami czytelnika i bohaterów historia zmierza ku
zaskakującemu finałowi.
Polecam Legendę
niemej wyspy nie tylko
fanom Karola Dickensa, który tym razem jest nie tylko pisarzem, ale
też bohaterem historii.
To przepiękna i bardzo
mądra opowieść
o tym, jak niewiele czasem potrzeba człowiekowi,
by nie zatracił się
w otchłani apatii i
przygnębienia. Wystarczy
trochę wyobraźni
i serca, a narodzą się
inicjatywy, które zdolne będą
zmienić świat.
Polecam i
zachęcam. Coś
wspaniałego!