Ten cykl jest podzielony na grupy tematyczne jak \”S.T.A.L.K.E.R\”, z którym dziś mamy do czynienia. Powieści w ramach tych grup są ze sobą luźno powiązane (tutaj chodzi o grę), choć zdarzają się serie, tak ja przy omawianej powieści.
Dmitrij Petrenka jest żołnierzem. Służy w kompanii karnej gdzieś na końcu świata. Nie jest może to praca marzeń, ale w gruncie rzeczy nie jest aż tak źle. Służba jest dość spokojna. Czasem się ubije jakieś mutanta, który za blisko się zbliży, jednak większość żołnierzy pije i bliżej poznaje płeć przeciwną. Niby nie wolno, ale kto się tam by przejmował. Życie naszego bohatera się zmienia, gdy odkrywa zwłoki swojego przełożonego.
W wojsku Dmitrij się dowiedział, że w Zonie nikt nie mieszka, można trafić tylko na mutanty. Właściwie nikt nie badał porządnie tej strefy. Bohater nawet nie zdaje sobie sprawy, jak szybko będzie musiał nauczyć się tam przeżyć.
Na początku w książce nic się nie dzieje. Dopiero po jakimś czasie akcja wzbiera niczym strumyk, który zamienia się w rzekę. Powiem szczerze, że odradzałabym czytanie po nocach, jeśli macie słabe nerwy. Może nie możemy powiedzieć o horrorze, ale czuło się lekką grozę. Zmutowany Barszcz Sosnowskiego śnił mi się po nocach.
Podobał mi się styl autora. Powieść czytało się dość szybko, nie było niepotrzebnych dłużyzn, fajnie było uczyć się Zony razem z bohaterem. Przeszkadzały mi jedynie obcojęzyczne wtrącenia (było ich dość sporo). Nie było słowniczków? Ależ były na końcu każdego rozdziału. Nie wiem, czy to jest wina e-booka, Legimi, czy samego czytnika, ale dotknięcie cyfry przy niezrozumiałej wypowiedzi przenosiło mnie nie do słowniczka, ale do początku rozdziału, w którym się znajdowałam. Ręczne przeskakiwanie i szukanie tłumaczeń raczej nie jest przyjemne, więc jedynie mogłam się domyślić, o czym mówią bohaterowie.
Można wyczuć, że jest to debiut autora, jednak czyta się niesamowicie dobrze. Haladyn potrafi umiejętnie budować napięcie, dawkować akcje… po prostu pisze przekonująco. Nie stroni od drastycznych opisów, ale też nie macha nimi nam przed oczami. Można w spokoju się skupić na tym, co się dzieje, a nie na makabrycznych wizjach. Potrafi dać czytelnikowi to, co najlepsze. Bardzo dobrze też opisuje anomalie, życie w niebezpiecznej strefie, a nawet broń. Tak, aby nie przedobrzyć, ale aby czytelnik odnalazł się w wydarzeniach.
Co do kreacji bohaterów także nic nie mam. Postacie ważniejsze są napisane nieźle. W większości są to prości ludzie, którzy chcą przeżyć. Są dobrzy w tym, co robią, a ich umysły wypełniają sprawy Zony. Martwią się, aby mieli co jeść, gdzie spać oraz by nie zginąć. Postacie się uczą, twardnieją, dostosowują się warunków, nawiązują przyjaźnie. Zaciągają też długi, które ciężko spłacić…
Widziałam opinię, że wątek z Ingą był niepotrzebny. Może i tak, jednak potrafię sobie wyobrazić, że dwoje samotnych ludzi, pośrodku niczego, mogących zginąć w każdej chwili, chce mieć kogoś blisko, coś stałego, czego nie można odebrać. Może i ten wątek był odrobinę spłycony, ale ja byłam zadowolona, że autor nie poświęcił mu zbyt wiele czasu. Taki miły element w tle.
Świetnie się bawiłam z tą powieścią, dostarczyła mi mnóstwo rozrywki, dokładnie takiej, jakiej oczekuje po literaturze tego typu. Natychmiast po zakończeniu sięgnęłam po następny tom (niech żyje Legimi!). Moje przemyślenia na jego temat już wkrótce.