Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach książkowych na
kwiecień powieść Królowie Dary, zapachniało mi Orientem i już
wiedziałam, że muszę książkę przeczytać. Potem wpadło mi
przypadkiem w oko pojęcie silkpunk i przepadłam, bo skojarzyło mi
się ze steampunkiem i właściwie nie było to dalekie od prawdy.
Steampunk kojarzy się głównie z wynalazkami epoki wiktoriańskiej,
a o silkpunku można w skrócie powiedzieć, że to taka jego
wschodnia odmiana. To wystarczyło, by powieść stała się
moją lekturą obowiązkową.
Ken Liu to pisarz wielokrotnie nagradzany Hugo,
Nebulą, a także World Fantasy Award. Prywatnie to człowiek bardzo
wszechstronny: prawnik, tłumacz, programista, nic zatem dziwnego, że
w jego głowie narodziła się historia dziejąca się archipelagu
wysp Dary.
Pierwsze, co zaskakuje w fabule powieści, to jej
rozmach. Historię zaczynamy poznawać w chwili, gdy na tronie
cesarstwa siedzi i panuje cesarz Mapidere. Obecnie może się wydawać
nieco zmęczony i podstarzały, ale do jego niewątpliwych zasług
należy zjednoczenie wszystkich królestw i rządy twardej ręki.
Nieudany zamach na życie cesarza, jesteśmy zresztą tego świadkami,
to początek końca jego rządów. Ta jedna iskra wystarcza, by w
ogromnym tyglu kulturowym i społecznym cesarstwa zagotowało się i
wykipiało. Opór wobec obecnej władzy przybierze na sile, a ogromną
rolę odegrają w nim zwłaszcza dwaj ludzie.
Kuni Garu to bawidamek i lekkoduch, ma jednak
niezwykła umiejętność zjednywania sobie ludzi, którzy idą za
nim i będą walczyć za jego, a więc i własną, sprawę.
Mata Zyndu, olbrzym, o rzadko spotykanych podwójnych
źrenicach, to jedyny potomek wymordowanej przez obecnego cesarza
rodziny, ma więc powody, by dyszeć żądzą zemsty.
Drogi mężczyzn przetną się niejednokrotnie,
czyniąc z nich sojuszników, przyjaciół, braci, przeciwników oraz
zaprzysiężonych wrogów. Wszystko to wynika z wewnętrznych
rozterek, konfliktów, sprzecznych oczekiwań i dumy, która często
zaciemnia pole widzenia. To właśnie bohaterowie są drugim
zaskoczeniem dla czytelnika. Spodziewałam się raczej dwóch
przyjaciół, którzy wspólnie będą walczyć z obecnym systemem w
imię większego dobra. Tymczasem otrzymałam powieść, w której
sojusze rozpadają się równie nagle, jak się tworzą, w której
przyjaciel może nagle zdradzić, a z tronu schodzi się tak samo
boleśnie, jak się na niego wspina.
Rozmach i niespotykani bohaterowie to tylko
wierzchołek góry lodowej. Nad wszystkim stoją bogowie, którzy
niczym w greckiej mitologii, przyglądają się poczynaniom
śmiertelników i otwarcie opowiadają się po wybranej przez siebie
stronie.
Pod względem sposobu życia świat przedstawiony
może przypominać nasze średniowiecze, jednak to tylko pozory. Z
perspektywy technologii i osiągnięć cywilizacji z pewnością nie
jest to wyżej wspomniana epoka. Mamy tu zatem zaawansowane maszyny
powietrzne i podwodne, ułatwiające prowadzenie wojen, rozwiniętą
dziedzinę chemii i fizyki, a nawet ludzi posiadających umiejętności
bliskie telepatii.
Już na pierwszy rzut oka widać ogromną dbałość
autora o szczegóły i jest to dbałość kogoś, kto historię lubi
i bardzo dobrze zna. Powieść to nie tylko historia ogarniającej
świat rewolucji, gdzie na gruzach starej władzy, tworzy się nowa (
czy lepsza, jeszcze nie wiadomo). To także ogromne bogactwo
szczegółów i detali dotyczących codziennego życia,
obyczajowości, związków, a także legend i odwołań do wierzeń
religijnych i kulturowych.
Prawda, że pierwsze skrzypce grają w tym świecie
mężczyźni, jednak uważam, że rola kobiet też ma tu swoje
znaczenie, bez względu na to, czy to rola żony, kochanki, czy
żołnierki. Mężczyźni może i są głowami rodów, ale przecież
ktoś tymi głowami musi kręcić, prawda?
Początkowe rozdziały nie czynią powieści łatwą
lekturą. Mnogość imion, nazw własnych i powiązań mogą
dezorientować, jednak z czasem da się do tego przyzwyczaić.
Jeśli skupić się na działaniach Kuniego i Maty oraz ich
przybocznych, cała reszta staje się po prostu barwnym tłem, bo w
końcu kraj jest olbrzymi.
Królowie Dary to zaledwie wstęp do reszty
cyklu i aż strach się bać, co jeszcze może się wydarzyć w
świecie, który Kuni i Mata próbowali stworzyć na nowo. Obalenie
jednej władzy to przecież jeszcze nie koniec, tak naprawdę
to zaledwie początek.
Komu polecam? Coś dla siebie znajdą tu miłośnicy
kultury Wschodu, silkpunku i historii zakrojonych na bardzo szeroką
miarę. To mocna, solidnie zbudowana historia, która śmiało może
pretendować do jednego z hitów tego roku w dziedzinie fantastyki.
Polecam!
Edyta Krzysztoń,
http://edytka28.blogspot.com/