Przepiękna, wzruszająca, wciągająca. Te
trzy słowa w zupełności wystarczyłyby do opisania książki,
która połowę czytelniczek doprowadziła do łez, a pozostałe do
różnych przemyśleń. Postaram się mimo wszystko napisać o niej
trochę więcej, mimo że wciąż nie jestem pewna, czy istnieją
jakiekolwiek słowa, by opisać tę magię.
Louisa Clarke intensywnie poszukuje pracy.
Próbowała już kilku różnych i z żadnej nie jest zadowolona. W
końcu dostaje ofertę \”nie do odrzucenia\” – bogata rodzina
Traynorów poszukuje opiekunki dla ich sparaliżowanego syna, Willa.
Nikt nie uprzedza jednak, że mężczyzna jest zgorzkniały i
zarozumiały, przez co bardzo uprzykrza Louisie życie. Ta musi
jednak pomóc rodzinie finansowo, więc nie poddaje się i próbuje
do niego dotrzeć. Żadne z nich nie ma jednak pojęcia, jak bardzo
ta znajomość odmieni ich życie.
Zacznę od tego, że dosłownie za miesiąc
będę miała w ręku papiery, uprawniające mnie do pracy w
rehabilitacji, w tym z osobami niepełnosprawnymi. Między innymi
dlatego zaciekawiła mnie historia Lou i Willa, byłam ciekawa
podejścia autorki do problemu porażenia czterokończynowego u
młodego człowieka. I jestem zadowolona niemal w 100%, gdyż książka
nie tylko ukazuje wiele pobocznych problemów związanych z chorobą,
ale również sprawia, że każdy czytelnik może zastanowić się,
co postanowiłby na miejscu Willa.
Dwie możliwości wyboru, postawione przed
bohaterem, wywołają u niejednej osoby \”konflikt moralny\”. Jedni
zgodzą się z Willem, drudzy stanowczo się sprzeciwią – i nie
można powiedzieć, że ktoś wybrałby niewłaściwie. Obie decyzje
świadczą o odwadze, mimo że różnie postrzeganej i definiowanej.
Wszyscy wiemy również, że można zapewniać siebie i innych o
pewnej decyzji, kiedy nie jest się w kryzysowej sytuacji. Gdy ta zaś
nadchodzi, nieraz zmieniamy zdanie o 180 stopni.
Przyznam, że na początku uważałam Willa za
zarozumiałego egoistę. Z czasem jednak zauważyłam, że miał
prawo do swojego zgorzknienia i nieustannie rzucanych uwag. Rodzina
narzucała na niego z góry wiele decyzji i mężczyzna mógł mieć
zwyczajnie dość. Tym, co bardzo mnie wzruszyło, jest fakt, że
mimo swojej sytuacji motywował Louisę do podbijania świata,
czerpania z życia tyle, ile tylko może. Jej postać również była
cudowna. W wielu sytuacjach potrafiłam się z nią utożsamić,
niemniej nie jestem pewna, czy miałabym tyle odwagi co ona, mimo że
na co dzień pracuję z pacjentami z różnymi chorobami. Wzbudziła
mój podziw i nie raz zarówno rozbawiła, jak i wzruszyła.
Posiadam książkę w obu wydaniach i mimo że
nie jestem zwolenniczką okładek filmowych, w tym przypadku zdjęcie
Emilii Clarke i Sama Claffina zdobyło moje serce, a oryginał nie
przekonuje mnie ani trochę.
Mam już drugi tom, zamierzam zabrać się za
niego jak najszybciej, a Wam polecam nie tylko lekturę książki \”Zanim się pojawiłeś\” Jojo Moyes, ale również wybranie się
do kina na ekranizację, która już jutro (10 czerwca) wchodzi do
polskich kin. Jeśli lubicie płakać i wzruszać się, to historia
Lou i Willa jest dla Was idealna.
PS. Błagam, nie sprawdzajcie tytułu drugiego
tomu – spoileruje zakończenie pierwszego!