Od
warszawskich targów książki, na biurku, przy którym pracuję, mam
kartkę z hasłem, że miłość
to kubek kawy o ósmej rano w poniedziałek,
nie wiedziałam skąd to pochodzi, a tu proszę, korzystając z
różnych spadków nastroju, postanowiłam sięgnąć po nowość na
polskim rynku wydawniczym. Morze
pomysłów na bezmiar szczęścia
i chociaż zwykle jestem strasznie sceptyczna, jeśli chodzi o takie
książki, tym razem dałam się skusić.
Właściwie
nie wiem czego się spodziewałam po tej książce. Czy sądziłam,
że to będzie takie kreatywne stworzonko, które pomoże mi wbić
sobie do głowy dobrą filozofię i pozbyć się złych myśli? Czy
będzie to pseudo filozoficzny poradnik, mówiący o tym, że
szczęście jest we mnie, tak w sumie na wyciągnięcie ręki? Na
pewno nie do końca spodziewałam się takiej formy, tak jak byłam
przekonana, że ta książka nie wywróci mojego życia do góry
nogami.
Fajna,
nowoczesna forma, przypomina strony z motywatorami dla kobiet, ot
piękny bezmiar fal i nakaz, by od czasu do czasu zaszyć się gdzieś
i wypić mojito, czy rozwalony na kanapie pies i apel, by od czasu do
czasu odpuścić wszystko i też się powylegiwać. Mamy w książce
naklejki, aby nakleić na co tam chcemy(zawsze mi było szkoda
wykorzystać) oraz strony z poradami do powieszenia w widocznym
miejscu, ku pamięci. I całą książkę przegląda się, czy też
czyta w jakieś pół godziny i w zależności od nastawienia, albo
będziecie zachwycone, albo totalnie wściekłe. O dziwo, nie jestem
wściekła, owszem książka oferuje stertę truizmów, haseł
wyświechtanych, które wysypują się z kobiecych gazet, ale kilka
trafiło w moim wypadku na dobry czas i może to nie jest rewolucja
charakterologiczna, ale coś tam zaczęło kiełkować. Nie wiem jaki
będzie tego efekt, bo niby potrafię się śmiać sama z siebie, ale
czasami jestem śmiertelnie poważna, jestem perfekcjonistką i samo
hasło naucz
się przegrywać
wywołuje u mnie furię. Może do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć,
może komuś ta książka pomoże, może rozbawi waszą koleżankę,
albo posłuży do pooglądania w poczekalni u dentysty. Na szybko,
nie do końca serio, ale ciekawie.
Moim
zdaniem książka swoją tematyką i stylem, pasuje raczej do
czytelniczek do trzydziestki, od nastolatek, właśnie do
trzydziestek, a nawet skłaniałabym się, że jest to bardziej forma
młodzieżowa, nawet najładniejsze obrazki, z krótkim tekstem,
chyba nie zachwycą aż tak starszej czytelniczki. Chociaż… może
się mylę?
Katarzyna Mastalerczyk