Malować i tworzyć…
kto z nas nie chciałby być artystą? Jednak zaraz po pięknej wizji
natchnienia i pędza w ręku, przychodzi na myśl coś o wiele
bardziej realistycznego czyli puste konto. Żeby zarobić trzeba nie
tylko malować, ale też sprzedawać i… utrudniać to konkurencji.
Czy tak jest naprawdę? Pojęcia nie mam. Tak przynajmniej wygląda
to w grze Dzieła mistrzów.
Zawartość
pudełka
Na pierwszy rzut oka pudełko prezentuje się bardzo ładnie i
ciekawie. Dowiadujemy się z niego, że gra jest przeznaczona dla
graczy od 8 roku życia, w ilości od 2 do 4 osób i zajmie nam…
całe 15 minut.
Po otwarciu pudełka zawartość prezentuje się dość… skromnie.
Najpierw widzimy fajnie wydaną instrukcję, z przystępnie opisanymi
zasadami.
Gdy ją podnosimy, naszym oczom ukazuje się 25 kart z arcydziełami
i 60 kart tzw. maźnięć. A obok tego wszystkiego wgłębienie
nieznanego zastosowanie. Nie, to puste miejsce nie oznacza, że w
naszym zestawie czegoś brakuje.
Rzutem
oka na zasady
Ogromnym plusem tej gry są proste i przejrzyste zasady. Jesteśmy
malarzami, a naszym celem jest stworzenie arcydzieła. Na sztaludze
mamy zawsze jeden obraz. W swoim ruchu możemy albo malować dzieło
(dokładając co najmniej jedną kartę zgodną z rozpiską na
obrazku po jej lewej stronie) albo je niszczyć, dodając jedną
(zawsze i tylko jedną) niepasującą kartę z prawej strony. Gracz,
który dołoży ostatnią kartę zgodną z rozpiską, kończy
arcydzieło i zdobywa ilość punktów na nim wskazaną. Jednak obraz
można też zniszczyć. I robi to gracz, który dokłada trzecią,
niepasującą kartę. Takiego psutego gniota dostaje jego przeciwnik.
Jednak zdobywa nie pełną liczbę punktów, a połowę (wskazaną w
prawym górnym rogu).
Wygrywa gracz, który zdobywa 25 punktów.
Strona
wizualna
Na początku wato zaznaczyć, że ta gra jest po prostu pięknie
wydana. Jeżeli tylko spodoba Wam się styl, w którym przedstawione
zostały parodie obrazów, to urzeknie Was i całość. Osobiście
doradzam nie oglądać wszystkich kart tuż po otrzymaniu przesyłki,
a poznawać je powoli, podczas rozgrywki. Tak jest i ciekawie i
zabawnie.
Zasady
Wystarczy kilka chwil z instrukcją by poznać wszystkie zasady.
Żadnych niedomówień czy wątpliwości. Co więcej, w ciągu
kolejnych 5 minut streśćmy je innym osobom, zarówno dorosłym,
jak i dzieciom. I chociaż reguły są tak banalne, w niczym nie
psuje to zabawy z gry. Co więcej, sprawa, że jest ona uniwersalna.
Rozgrywka
Po tych kilku minutach spędzonych na poznanie zasad, można
przystąpić do pierwszej rozgrywki. I tutaj opakowanie ponownie nas
nie oszukuje. Kwadrans to czas wytaczający nie tylko na grę, ale
też jej rozłożenie i spakowanie. Wszystko dzieje się naprawdę
szybko, przy salwach śmiechu i dobrej zasady.
Strategia,
a losowość
Jednych z kluczowych elementów tej gry jest losowość. To głównie
od niej zależy kto okaże się malarzem arcydzieł, a kto wciąż
produkuje gnioty. Chciałoby się powiedzieć, samo życie. Ale…
nie stoi to na przeszkodzie to tworzenia strategii. Są one
oczywiście raczej proste i dość intuicyjne, co moim zdanie… jest
ogromnym plusem. Już nawet podczas tych krótkich tur zdarzały mi
się oczekiwać ze zniecierpliwieniem na ruch przeciwnika. Dłuższy
czas oczekiwania, podczas którego planowałby swoje ruchy, psułoby
tylko zabawę.
Malujemy czy niszczymy. Dokładamy kilka kart czy tylko jedną.
Szykujemy się na obecny obraz, czy na przyszły. To są główne
problemy karcianych malarzy.
Dodatkowo zaznaczyć należy, że pomimo ewidentnego rywalizowania,
gra nie tworzy negatywnych interakcji, czyli nie psuje atmosfery.
Dla
kogo?
Dla
każdego. Zawsze i wszędzie. Dzieła
mistrzów wciągają,
a nie męczą. Spodobają się zarówno osobom, dla których gry to
tylko monopol i wojna, jak również zapalonym planszówkowiczom. Ci
drudzy spokojnie mogą potraktować tę pozycję jako rozgrzewkę do
całonocnej imprezy z bardziej wymagającymi tytułami lub jako
relaksujący przerywnik między partiami trwającymi po kilka godzin.
Cena
i ocena
Podsumowując, chociaż cena gry może wydawać się spora, zważywszy
na fakt, z jak niewielu kart się składa, uważam, że jest warta
każdej, wydanej na nią, złotówki. I paradoksalnie, pojawi się na
waszych stołach zdecydowanie częściej, niż poważne,
wieloelementowe tytuły. Zdecydowanie polecam.
Dominika Róg-Górecka