Kryminały
uwielbiam, od kiedy pamiętam. Z thrillerami znam się od niedawna,
ale także wiem, że je kocham. Co w nich mnie przyciąga? Zagadka,
napięcie, czasem poczucie humoru, wartka akcja. Gdy sięgałam po \”Zabójcę z sąsiedztwa\”, nastawiałam się na thriller. Teraz
nie mam pojęcia jak określić tę powieść.
Alex
Marwood jest znana dzięki jej debiutowi \”Dziewczyny, które zabiły
Cloe\”. Książki nie czytałam i nie wiem do końca, czy chcę.
Alex zawodu jest dziennikarką. Jej obie powieści zdobyły wiele
nagród literackich. Zewsząd napływają opinię i recenzję
zachwyconych czytelników. Tylko ja jakoś tak niezadowolona
jestem.
Na
początku pojawia się scena przesłuchania młodej dziewczyny w
związku z morderstwami. Dziewczyna jest oszołomiona, wstrząśnięta,
ale i obrażona. Jak to nastolatka pod kuratelą opieki społecznej.
Potem widzimy, jak doszło do wydarzeń z pierwszego rozdziału.
Poznajemy Kamienicznika oraz lokatorów jego kamienicy. Dzielnica nie
jest najlepsza. Warunki mieszkaniowe także. Ale wbrew pozorom to
najlepsze miejsce do zamieszkania dla pewnej grupy ludzi.
Uciekinierów, tych co mają coś do ukrycia. Jedynie się wyróżnia
Vesta. Starsza kobieta, która ma prawo zajmować mieszkanie
dożywotnio za stały czynsz. Tę kobietę polubiłam. Odgrywała
rolę babci, do której można przyjść z problemami, wyżalić się
i poprosić o radę. Nie pytała, nie oceniała, pomogła. A
mieszkańcy potrzebowali czasem zrzucić ciężar z serca. Jednakże
główną bohaterką jest Colette vel Lisa. Widziała to, czego nie
powinna i wie, że ci ludzie nie odpuszczą.
Kogo
jeszcze mamy? Młodą Cher (to ją poznajemy na początku),
uciekinierkę z domu dziecka, Hossein ? Irańczyk, czekający na
azyl, Thomas ? cichy doradca personalny oraz Kamienicznik.
Obrzydliwy, gruby, zboczony, obleśny typ. Jego nie dało się
lubić.
Jest
jeszcze Kochanek. Seryjny morderca, który zabija kobiety, balsamuje
i je kocha.
Bohaterów
w większości polubiłam. Nie byli to źli ludzie, ale samotni,
pogubieni z bliznami po przeszłości. Chcieli żyć normalnie. Niby \”każdy sobie rzepkę skrobie\”, ale gdy pojawia się problem,
wszyscy tworzą jeden front. No prawie wszyscy. Samo opisanie postaci
nie było mistrzowskie, nie byli oryginalni, nie zapadali w pamięć.
Dostali rolę i z reguły niczym specjalnym nie zaskoczyli. Co nie
znaczy, że byli bez wyrazu. Jeśli bym miała dać autorce ocenę za
kreację postaci, dostałaby mocne 3.
Za
napięcie, intrygę, zagadkę dostałaby słabą dwóję. Niestety
wszystko, co się działo zostało nam podane na tacy. Nazwisko
Kochanka poznaliśmy w drugiej połowie książki. Po prostu autorce
znudziło się nazywanie tej postaci pseudonimem i użyła jego
imienia. To mnie ogromnie rozczarowało. Rozegrałabym to inaczej.
Myślę, że każdy, kto przeczytał tę powieść, zgadnie, jaka
sytuacja byłaby idealna ku odkryciu sprawcy. Nic mnie w tej historii
nie zaskoczyło, zabrakło dreszczyku emocji… Czegokolwiek co by
pozwoliło mi określić tę pozycję jako thriller albo kryminał.
Bardziej odbieram ją jako powieść obyczajową, bo to przeszłość
postaci była najważniejsza. Sam wątek seryjnego zabójcy był
potraktowany po macoszemu.
Jak
już pisałam, głównym wątkiem powieści była historia seryjnego
mordercy – nekrofila. Byłam ciekawa czy temu niezbyt oryginalnemu
motywowi autorka nada powiew świeżości. Jak dla mnie poszła po
linii najmniejszego oporu. Sama sytuacja, gdy facet morduje kobiety,
balsamuje je w imię popapranej miłości i traktuje je jak kochanki,
jest wystarczająco obrzydliwy i szokujący. Autorka posunęła się
dalej: mamy tutaj wylewające się ekskrementy, niesamowity smród,
opis rozkładających się zwłok, larwy zamieszkujące martwe ciało
i opis masturbacji wyjątkowo obleśnego typa. Mam wrażenie, że te
wszystkie okropności miały zatuszować kompletny brak pomysłu na
historię z dreszczykiem. Bez tych obrzydliwości nie zostaje nic. No
może oprócz rozmów, taniego romansu i ciemnych sprawek lokatorów.
Dodam, że niemal od razu wiedziałam, kto zabija.
Na
plus było zakończenie. Powiem, że tutaj byłam zaskoczona i
zadowolona. Autorka pisze całkiem zgrabnie. Nie męczyłam się
specjalnie i nie nudziłam. Potrafi stylem pisania przyciągnąć
czytelnika i zainteresować go. Ale i to nie uratowało całości.
Nie
będę tego dłużej ciągnąć. Dla mnie ta książka to jedno
wielkie rozczarowanie. Miała dość agresywną promocję,
rekomendacje aż krzyczą a w środku? Miałkie, nijakie,
wykastrowane. Czy sięgnę po inne książki? Tak. Autorka moim
zdaniem umie pisać, ale powieści obyczajowe. Z drugiej strony, może
jej debiut jest lepszy? Kto wie?
Pytanie
na koniec: jakiej narodowości byli bohaterzy tego fragmentu?
?Kto
by przypuszczał, duma Vesta, zerkając na Hosseina, że pod
siedemdziesiątkę będę najbardziej zaprzyjaźniona ze starającym
się o azyl Irańczykiem, o połowę ode mnie młodszym? Mamie i
tacie na pewno by to w głowie postało. Uważali, że nawet ci
Pelczyncy spod siedemnastki są podejrzliwie cudzoziemscy, z tymi
swoimi dziwnymi potrawami z kapusty. […]?
Agata Róża Skwarek