Z
gatunkiem science fiction za dużego doświadczenia nie mam. O ile
klimaty post-apokaliptyczne nieco \”liznęłam\”, tak nowe
technologie, podróże międzygwiezdne, czy pozaziemskie cywilizacje
już niekoniecznie. Staram się poszerzać swoje horyzonty, więc
czasem sięgam po coś zupełnie nowego. Nie tak dawno czytałam
książki z cyklu \”Imperium
Radch\”.
Nie było to szczęśliwe spotkanie. Teraz sięgnęłam po innego
przedstawiciela gatunku SF, z nadzieją na coś lepszego. Co ciekawe
zostały one wydane nakładem tego samego wydawnictwa, co felerna
seria.
Na
początek powiem, że imię Sylvain wydawało mi się żeńskie.
Oczywiście na skrzydełku zakładki jest zdjęcie faceta z zarostem,
ale kto tam zagląda? O Neuvelu – mężczyźnie jak się okazało ?
wiem niewiele. Pochodzi z Kanady, studiował językoznawstwo na dwóch
uczelniach… i tyle. Oczywiście powodu tutaj należy szukać w tym,
że \”Śpiący
giganci\”,
to jego debiut, więc nie jest on zbyt popularny.
Rose
Franklin na jedenaste urodziny dostaje rower. Mimo sprzeciwu rodziców
postanawia wypróbować nowy sprzęt. Podczas przejażdżki zapada
się ziemia, a dziewczynka ląduje na czymś, co przypomina
gigantyczną dłoń. Siedemnaście lat później już jako dorosła
kobieta prowadzi pracę nad tajemniczym zjawiskiem. Całą sprawą
interesuje się tajemniczy człowiek, który przejmuje kontrolę nad
badaniami.
Szczerze
mówiąc, podchodziłam do książki jak do przysłowiowego jeża.
Opinie były tak różne, że nie wiedziałam do końca, czego się
spodziewać. Nie można nie wspomnieć o oryginalnym sposobie
tworzenia powieści. Nie mamy tutaj narratora i dialogów. Książka
składa się z raportów, prowadzonych dzienników, artykułów
prasowych i nagrywanych rozmów.
Bohaterów
nie mamy wielu. Na pierwszy plan wysuwa się tajemniczy jegomość,
kierująca całym przedsięwzięciem dr Rose Franklin, piloci
wojskowi: Kara Resnik i Ryan Mitchell, Vincent Couture – student
lingwistyki, oraz dr Alyssa Papantoniu – genetyczka. Przewijały
się jeszcze inne postacie, głównie polityków, ale były to
postacie poboczne.
O
bohaterach nie wiemy zbyt dużo. Sposób prowadzenia narracji nie
pozwala na zajrzenie do myśli postaci. Zasadniczo wiemy tyle, ile
sami zdradzają. Ciężko określić je jako realne, czy papierowe.
Po prostu widzimy to, co na zewnątrz. Każdy był inny i, choć
niczym nie zaskoczyli, polubiłam ich. Co ciekawe książka traktuje
także o tym, jak ludzie zachowują się podczas epokowego odkrycia,
który może zaważyć na losie całej ludzkości. Ile istnień
ludzkich można poświęcić? Jakich czynów się dopuścimy? Kiedy
można powiedzieć, że ?cel uświęca środki?, a kiedy nasze
poczynania zyskują miano okrutnego i nieludzkiego?
Intrygowała
mnie postać tajemniczego jegomościa. Podpowiem, że do końca nie
dowiadujemy się o nim kompletnie nic. Pokuszę się tutaj o krótką
analizę. Wiemy, że to mężczyzna. Co dalej? Dużo przeżył. Jak
mówi, jest mnóstwo ludzi, którzy są coś mu winny. Swoim wyglądem
wzbudza szacunek i respekt. Ma długie ręce i wpływy. Podejrzewam,
że to nie jest młodzieniaszek. Możliwe, że to były wojskowy,
wysoki, dobrze zbudowany, po 40-50 roku życia. I to wszystko. Ma
brodę? Jest blondynem? Nosi okulary? Jestem ciekawa, czy w
gdziekolwiek w serii pojawi się cokolwiek o tym mężczyźnie.
Akcji
jest zaskakująco dużo. Autor umiejętnie wprowadzał i dawkował
napięcie. Powiem szczerze, że w tego typu narracji nie spodziewałam
się jej za wiele, a tu proszę. Taka niespodzianka. To prawda, nie
było jej tyle, ile chciałabym jej mieć w fantastyce, ale uważam,
że jest naprawdę dobrze. Całkowicie wystarczyło, abym wciągnęła
się w opowiadaną historię.
Nie
podobał mi się motyw \”trójkąta miłosnego\”, ale ja ogólnie
nie znoszę tego typu wątków. Drażnił mnie niemiłosiernie, choć
można wybaczyć. Miał on wpływ na wydarzenia. Może nie taki duży
i można to było rozwiązać inaczej, ale no cóż. Stało się.
To,
co stanowczo wyróżnia książkę, to okładka. Chropowata, miła w
dotyku, oryginalna. Romb jest wycięty a pod spodem wydać fragment
skrzydła okładki. Całkiem fajna koncepcja. Choć ja uważam, że
ta książka powinna być bardziej kreatywnie wydana. Fajnie by było,
jakby całość przypominała zszytą teczkę z dokumentami. Niestety
taka forma byłaby droga po prostu. Jak już napisałam, ta
całkowicie mi się podoba. Będzie ozdobą na mojej półce.
Sięgając
po książce, miałam obawy. Tak jak pisałam, opinie były różne,
nie byłam pewna, czy forma narracji przypadnie mi do gustu i czy
autor dobrze pisze. Nie potrzebne. Jestem miło zaskoczona pozycją,
choć do zachwytów mi daleko. Nie jest to dzieło wybitne, ale
całkiem przyjemny reprezentant swojego gatunku. Na pewno coś
innego, coś, czego jeszcze nie było. Epilog mnie zakończył, choć
wiedziałam, że to wydarzenie nastąpi w powieści. Teraz nie mogę
się doczekać tomu drugiego, aby dowiedzieć się, jakie będą
dalsze losy bohaterów i projektu. Przyjdzie mi poczekać, ponieważ
oryginał ma swoją premierę dopiero w kwietniu. Kiedy zostanie
książka ta przetłumaczona?
Agata Róża Skwarek