Książki potrafią być lekiem na wszystko (nawet dosłownie).
Idealnym rozwiązaniem w każdej sytuacji. Przykładowo: kiedy pojawia się
przeziębienie i nadchodzi ten moment, kiedy człowiek nie jest w stanie na
niczym się skupić i do niczego zmusić idealnie sprawdza się książka. Ale nie
typowa fantastyka z masą nieznanych wcześniej stworzeń, ani coś z literatury
faktu. Potrzebne jest coś lekkiego, niezobowiązującego, co nie będzie
nadwyrężać wyobraźni. Coś, co pozwoli oderwać się od rzeczywistości, co pozwoli
przetrwać słabsze chwile. Coś takiego, co można połknąć na raz. Na przykład coś
z twórczości Lisy Kleypas.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, w jak idealnym terminie
wpadła mi w ręce ta pozycja. Przedwczoraj, to jest 20-ego marca, odebrałam ją
od listonosza, a że nastrój miałam jaki miałam, niemal od razu się za nią
zabrałam. Kilka rozdziałów zostawiłam sobie na dzień następny, kiedy już oczy
kleiły mi się z wyczerpania. Nad ranem, oczywiście 21-ego marca skończyłam
lekturę. Wiosnę pełną tajemnic przeczytałam na przełomie pierwszego dnia wiosny
astronomicznej i kalendarzowej. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda?
Ale do rzeczy. Wiosna pełna tajemnic to czwarty tom serii
Wallflowers, ale odniosłam wrażenie, że to ten typ serii, gdzie, choć
bohaterowie są wspólni, to spokojnie można czytać książki w dowolnej
kolejności. W tomie czwartym (uż ostatnim, o ile się nie mylę) główną bohaterką
jest Daisy Bowman, ostatnia z czwórki przyjaciółek, które na początku serii
stanowiły grupkę \”starych\” panien. Dostała ultimatum od swojego ojca,
który już stracił cierpliwość, gdy po trzech sezonach wciąż nikt jej się nie
oświadczył. Jeśli do dwóch miesięcy nie znajdzie sobie męża, ojciec wyda ją za
wybranego przez siebie człowieka, zaufanego pracownika, którego ceni bardziej niż
własnych synów. Który właściwie bardziej jest dla niego synem niż jego
biologiczni potomkowie. Daisy Matthew Swifta wspomina jako wysokiego chuderlaka
niegrzeszącego urodą. W dodatku zawsze sprawiał wrażenie człowieka o
denerwującej pewności siebie, zachowującego się jakby postradał wszystkie
rozumy. Daisy woli wyjść za kogokolwiek, byleby nie był to uwielbiany przez jej
ojca – z którym nigdy się dobrze nie rozumiała, mężczyzna. Co więcej, musiałaby
wtedy wrócić do Bostonu, zostawiając w Anglii wszystkie przyjaciółki, w tym
swoją siostrę.
Oczywiście Daisy nawet nie rozważała możliwości przemiany
Swifta, sama myśl o nim napełniała ją odrazą i przerażeniem. Kiedy wspierająca
siostrę Lilian wraz z mężem postanawiają pomóc Daisy i do posiadłości w Stony
Cross Manor zapraszają grupę dżentelmenów (a i również parę kobiet, żeby
znalezienie partnera Daisy nie było oczywiste), wśród których pojawia się także
Matthew Swift, Daisy uświadamia sobie, jak różni się ten człowiek od tego z jej
wspomnień. Pomijając fizyczną stronę, dziewczyna odkrywa wiele cech Swifta, o
które w najśmielszych snach by go nie podejrzewała. Mężczyzna jej życia,
którego tak poszukuje, może okazać się tym samym człowiekiem, którego w roli
przyszłego męża za wszelką cenę chciała z początku uniknąć.
Wiosna pełna tajemnic idealnie sprawdziła się jako lekka
pozycja odrywająca od rzeczywistości. Jest coś interesującego w czytaniu o
historiach sprzed wieków. Ale mówię to jako osoba, która uwielbia powieści,
zwłaszcza rozrywkowe, osadzone w dalszej lub całkiem dalekiej przeszłości. W
ubiegłych wiekach jest ten niesamowity klimat, każde czasy charakteryzują się
czymś innym, w zależności od miejsca akcji. Ale, jak to mówią, wszędzie dobrze,
gdzie nas nie ma. Niemniej jednak, do historii mam słabość, nieważne w jakim
gatunku się przejawi. M.in. uwielbiam kiedy w młodzieżowej fantastyce mamy
nakreśloną przeszłość danego kraju, ludzi, bagaż, jaki niesie historia potrafi
zapierać dech w piersiach. Oczywiście w powieści Lisy Kleypas nie ma żadnych
wojen czy ścisłych powiązań z ówczesnymi wydarzeniami, mimo to, samo osadzenie
fabuły w tamtych czasach to dla mnie plus. Nieważne gdzie i w jakiej sytuacji
czytelnik się znajduje powieść Kleypas czyta się błyskawicznie, będąc w 100%
oderwanych od rzeczywistości. Historia lekka, dość przewidywalna i pewnie z
czasem też wyleci z pamięci, ale nie zmienia to faktu, że i takie powieści są
potrzebne, że i na taki gatunek jest zapotrzebowanie. Niektórzy pochłaniają
podobne książki non stop, dla mnie to odskocznia w bardziej męczących chwilach,
coś \”odmóżdżającego\” (nie chcę tutaj nikogo urazić). Wiosna pełna
tajemnic jest taką świetną pozycją na tę najbardziej depresyjną porę roku (tak,
naukowo udowodnione, że pobija nawet jesień). Coś przy czym można się odprężyć,
coś, co wywoła uśmiech na twarzy. W dodatku bardzo polubiłam styl pisania
autorki, lekki, przyjemny, Lisa Kleypas nie dramatyzuje, nie robi tym samym z
powieści karykatury. Myślę że ta konkretna pozycja zadowoli i wiernych fanów
gatunku i tych, którzy wkraczają do niego od czasu do czasu.