Mój dziadek był rolnikiem. Pamiętam
jak w dzieciństwie niektóre z wykonywanych przez niego prac
wydawały mi się odpoczynkiem, zabawą. Ustawianie snopków w \”dziesiątki\”, karmienie zwierząt, jazda na wysokiej furze
siana. Nawet bieg przez rżysko w sandałach wydawał się
konkurencją sportową. Każdą czynność ustalały pory roku i dnia
oraz pogoda. A uwieńczeniem tego wszystkiego była noc nad wioską,
gdzie domy oddalone są od siebie o kilkaset metrów, gdzie nie ma
lamp oświetlających drogę i niebo wydaje się większe,
odleglejsze i cichsze. Jeśli poczuliście tęsknotę za prostotą
takiego życia, koniecznie musicie przeczytać \”Życie pasterza\”
Jamesa Rebanksa – to wejście w codzienność angielskiego pasterza
żyjącego zgodnie z rytmem Krainy Jezior.
Zatem lądujemy w północno-zachodniej
Anglii pośród rozbuchanej zieleni górzystych pastwisk. Wędrujemy
przez cztery pory roku traktami owczymi, słuchamy anegdot i
opowieści o przeszłych pokoleniach, o zasadach jakim hołdują
mieszkańcy Krainy Jezior, o ich codzienności. Patrzymy okiem
pasterza na turystów, na pracę, na dom, na krajobraz. Obserwujemy
jak autor wykonuje swoje obowiązki w danym czasie w roku, dokładnie
nam przy tym tłumacząc niuanse tych czynności. Pośród tej
opowieści pojawiają się wspomnienia Rebanksa z dzieciństwa, z
czasów gdy dopiero uczył się od dziadka naprawy murków i
strzyżenia owiec. Autor opowiada o swojej rodzinie bez wygładzania
wizerunku ukochanych osób czy idealizowania ich życia. Zdaje się
uczciwym kronikarzem, który w prawdzie widzi wartość – i nią
chce wojować. Cała zresztą książka w zamyśle ma odsłonić
prawdziwe życie prawdziwych mieszkańców Krainy Jezior – nie
turystów, poetów, czy przyjezdnych wielbicieli przyrody ale
pasterzy, rolników, ludzi tu pracujących i żyjących od pokoleń.
A przede wszystkim przywrócenie ludziom ich ziemi – nie tyle w
sferze materialnej, ile mentalnej, duchowej, historycznej. Wyrywa ich
z anonimowości, niewidzialności dla świata. Rebanks bowiem zmaga
się z tezą, iż w historycznym rozrachunku większe prawo do
pięknych terenów przyznaje się ludziom, którzy te tereny
podziwiają, niż tym, dla których są one domem. A mierzy się z
nią tak, że nie sposób nie poddać się jego argumentacji – po
prostu ma rację.
Choć książka pisze o prostocie życia,
prostych ludziach, zwyczajnych – nieestetycznych czasem –
czynnościach, język autora przedstawia wysoki poziom, nie wyziera z
niego prymitywizm a zachowawczość i powściągliwość w uczuciach.
Brak tu taniego sentymentalizmu i melancholii – jest refleksja i
twarda, pozbawiona tkliwości miłość. Kontemplacja przyrody
ogranicza się do wymknięcia rankiem na wzgórze, ale tylko na
chwilę, bo to słabość, fanaberia – praca czeka.
Poetyka \”Życia pasterza\” pachnie
czarnoziemem, potem, owczym runem i trawą. A metafizyka książki
skupia się na upraszczaniu życia – świadomym upraszczaniu. I
choć wielokrotnie autor przywołuje postać Williama Wordswortha,
poetyka jego opowieści utkana jest z prozy – prozy życia. I
odnajdywania w niej wartości. Prawdziwej – nie wydumanej.