Zygmunt i Filip, ojciec i syn, dwa pokolenia, wspólnie szydzą z tego, że teraz każdy celebry ta jest ekspertem od wszystkiego i pisze od razu książkę, sami nie chcą iść tą drogą i postanawiają napisać książkę będącą rozmową ojca z synem. Takim książkowym dialogiem dwóch pokoleń, wspomnień niby podobnych, a różnych, refleksji o życiu, o pracy, o wspólnych i odmiennych doświadczeniach. Ktoś może stwierdzić, że to drętwe może być, ale ponieważ obaj mają duży dystans, sporą inteligencję i masę uroku – jest fantastycznie. Zaśmiewałam się podczas lektury, albo wzdychałam nostalgicznie. Widziałam rozmowy moje i Mamy, bo podobna jest miedzy nami różnica, a ja, jak Filip czasami zadaję pytania sugerujące, że żyła w epoce kamienia i pewnie telewizory to były na agregaty napędzane przez dinozaury. Książka podzielona na tematyczne działy, od jedzenia, lektur, podróży, doświadczeń pracowych, po takie sentymentalne, prywatne, ociekające familijną atmosferą. Jestem pewna, że i moja Mama będzie się bawiła świetnie podczas lektury, moim zdaniem naprawdę godna uwagi książka.
Ostatnio coraz bardziej lubię właśnie książki w tym stylu, takie które przypomną mi moje nastoletnie lata, a mam wiele wspólnych mianowników z Filipem, bo i Pegasusy i McDonald jako coś pożądanego. Oczywiście z racji na fakt, że Chajzerowie mieszkają w Warszawie, pracują w innej branży nie wszystkie tematy są wspólne, niektóre jawią się jako abstrakcja, ale zasadniczo jest to obraz jakiejś epoki. Będą refleksje nad teraźniejszością, ale nie bójcie się, nie są to ciągłe jeremiady w stylu Cycerona, ale szereg fajnych spostrzeżeń o różnym charakterze. Podoba mi się styl w jakim jest napisana ta książka, pełna humoru, dobrych wspomnień, przekomarzań ojca z synem, takich które są możliwe wtedy, gdy dziecko dorasta, a rodzic traktuje go jak partnera w rozmowie. Dobre emocje czuć z tej książki i chociaż wielu zarzuci jej, że to wyciąganie kasy z nazwiska, to i tak mi się fajnie czytało. Ot taka szybka lekturka na świąteczny dzień. A czytałam ją do drugiej w nocy.