Akcja powieści rozpoczyna się, gdy na małą angielską wioskę w pobliżu Dover spada sporo klęsk, po pierwsze proboszcz rozwiązuje chór kościelny, argumentując iż, z racji na fakt iż mężczyźni poszli na wojnę, bez męskich głosów, chór nie ma racji bytu, dwa dziedzic brygadiera ginie na wojnie, a że majątek objęty jest majoratem, nad miejscowymi bogaczami zawisają czarne chmury. Zresztą rodzina nigdy nie miała lekko, matka i dwie córki żyją w dyktaturze głowy rodziny a teraz ich główną troską jest, by pani domu urodziła syna(jest w zaawansowanej ciąży). Wspólnym mianownikiem jest zmiana czasów i obyczajów, wojna, która zabiera bliskich, daje strach i niepewność, rozluźnia obyczaje i mobilizuje kobiety do walki. Poznacie kilka mężnych kobiet, kobiet które nie zawsze mają niezłomny charakter, ale dorastają, uczą się życia i tego co naprawdę ważne. Nie wszystkie są dobre, a wojna wydobywa na zewnątrz również podłość i wyrachowanie. Sprawdźcie kogo polubicie, a kto będzie Wam działał na nerwy.
Taka opowieść trochę w stylu Cranford niespieszna, pełna prozy codzienności, która wydobywa na wierzch nasz heroizm, pokazuje do jakich czynów jesteśmy zdolni, nie zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chórzystki to historia kobiet, które odnajdują w śpiewie i w poczuciu wspólnoty siłę do walki z wojenną codziennością. Błądzą, brakuje im siły, cierpią z miłości. Czasami jest to miłość do pieniędzy, miłość do dziecka, złudzenie miłości, albo szczera miłość, do nieodpowiedniego faceta. Naprawdę cała paleta ludzkich uczuć, zachowań.
Moim zdaniem ciekawa lektura, ale musicie się przygotować na raczej niespieszną akcję, na finezyjne opisy, taką leniwą angielską prowincję, a wojenna otoczka może sugerować więcej dynamiki, bo na dramatyzm nie można narzekać, ale czasami po prostu akcja leci powoli. Jednak moim zdaniem ta powolność, też może być atutem, bo nie każdy celuje w powieści akcji. Co kto lubi.