Mary Higgins Clark to jedna z autorek, dzięki której pokochałam kryminały. Kilka lat temu, wieczorem, z wypiekami na twarzy czytałam jej poprzednie powieści. Do tej pory pamiętam towarzyszące mi emocje, uczucia, chęć jak najszybszego poznania zakończenia. Od tych chwil trochę czasu minęło – jak więc odbieram kryminały Higgins Clark po latach?
Delaney Wright jest dziennikarką, która ma relacjonować w mediach proces Betsy Grant, oskarżonej o zamordowanie cierpiącego na chorobę Alzhaimera męża. Kobieta, pomimo iż wszystkie dowody mówią przeciwko niej, nie chcę pójść na korzystny według jej prawnika, układ z prokuraturą. Zarzeka się, że jest niewinna i nie mogłaby doprowadzić do śmierci Teda. Niestety, to, że była z nim sama w domu, na kolacji przed tragicznymi wydarzeniami nie wytrzymała i powiedziała kilka słów za dużo, oraz to, że po śmierci męża odziedziczy duży spadek, nie przemawiają na jej korzyść. Jednak to wiele osób ręczy za jej niewinność, a Delaney czuje, iż kobieta znalazła się w niewłaściwym miejscu. Panna Wright zmaga się także z innym problemem – pragnie poznać swoją biologiczną matkę. Marzy o tym, chociaż wszystkie, znikome ślady prowadzą do nikąd. Wynajmuje więc prywatnego detektywa, Alvirah, która jest mistrzynią w swoim fachu. Czy uda jej się odnaleźć matkę kobiety? I jak skończy się sprawa sądowa?
W Wraz z upływem czasu mamy dwa główne wątki, które są siłą napędową powieści. Po pierwsze – proces. Razem z bohaterami czytelnik zostaje zebrany na salę sądową, śledzi zeznania świadków i zna uczucia postaci. Po drugie – śledztwo Alvirah, która wytrwale dąży do rozwiązania sprawy. Czytelnik wie, że Betsy Grant nie mogła zabić swojego męża, którego kochała, i z którym z troską się opiekowała, a śledztwo pani detektyw układa się zadziwiająco dobrze. Mamy problem i po nitce do kłębka. Z pozoru te dwie sprawy wcale się nie łączą, ale bystry czytelnik już na samym początku może domyślić się, o co autorce chodzi. Bardzo wyraźnie Mary Higgins Clark podaje rozwiązanie już w połowie lektury. I nie wiem, czy autorka chciała, aby odbiorca jej powieści wiedział, czy nie potrafiła dobrze zatrzeć śladów.
Jak dla mnie, najbardziej emocjonującym elementem był proces Betsy Grant. I może nie samo uczestnictwo na sali sądowej, ale tok całego postępowania. Uczucia i myśli bohaterów, ich przeszłość, powiązania, tajemnice, które powoli wychodzą na światło dzienne. Jednak i tutaj czułam pewien niedosyt. Sprawa odnalezienia biologicznej matki Delaney wcale mnie nie ekscytowała, wręcz nudziłam się przy tych rozdziałach. I niestety, muszę to napisać, pomimo tego, że coś mnie zainteresowało, to Wraz z upływem czasu jest powieścią nudną. Nie ma tutaj budowania napięcia, rozwiązanie wszystkich zagadek nie powoduje szoku u czytelnika, nie przyśpiesza bicia serca i nie powoduje uczucia ulgi. Sami bohaterowie, oprócz Betsy, która wydała mi się najbardziej żywą postacią, są źle wykreowani, nudni, niemal pozbawieni charakterów. Bardzo trudno się czytało sceny, w której uczestniczyła więcej niż inna osoba.
Czytając Wraz z upływem czasu, utwierdziłam się w przekonaniu, że po kolejne powieści Mary Higgins Clark nie sięgnę. Nie wiem, czy to ja wydoroślałam i wymagam od lektury czegoś więcej, czy autorka się wypaliła. Brak napięcia, płytcy bohaterowie oraz akcja, która nie jest emocjonująca, spowodowały, że ten kryminał jest jednym z gorszych, jakie przeczytałam.
Katarzyna Krasoń