Postać pana Kleksa w polskiej literaturze dziecięcej zajmuje miejsce szczególne. Jan Brzechwa stworzył człowieka niemożliwego, dał mu przymioty genialnego intelektu, wyposażył w najdziwniejsze możliwe właściwości i zdolności, pozwolił posiąść wiedzę tajemną, po czym tchnął w niego duszę podróżnika. W powszechnej świadomości literacki Ambroży Kleks zlewa się z filmową kreacją Piotra Fronczewskiego – aktora wielkiego głosu i talentu. Choć jednak mam ogromny sentyment do filmowego Kleksa, nie oddaje on w pełni złożonej natury postaci – skupia się głównie na jego dobrotliwości omijając jego mniej przyjazne oblicze, tonuje dziwactwa i gubi tajemniczość. Ambrożego Kleksa naprawdę poznać można jedynie poprzez lekturę książek Jana Brzechwy. Jest po temu znakomita okazja, gdyż w tym roku wydawnictwo Nasza Księgarnia w serii \”Brzechwa dzieciom. Dzieła wszystkie\” wydało tom zawierający komplet trzech części opowieści o niezwykłym podróżniku i pedagogu. Obszerna księga została pięknie wydana na grubym papierze i zilustrowana w całkiem nowy sposób. I choć ilustracje Jana Szancera zajmują szczególne miejsce w moich wspomnieniach i cenię je nieodmiennie, to muszę przyznać, że prostota wizji Marianny Sztymy pewne aspekty tej opowieści – jej dziwność i tajemniczość – chyba wydobywa trafniej.
Część pierwsza to \”Akademia Pana Kleksa\”. Jest to opowieść Adasia Niezgódki – jednego z uczniów Akademii założonej przez Ambrożego Kleksa. Chłopiec przedstawia w nim szkołę do której uczęszcza wraz z grupką innych chłopców – co ważne, imiona każdego z nich zaczynają się na literę \”A\”. To takie niewinne dziwactwo nauczyciela, jedno z wielu. Niekonwencjonalne metody nauczania a także – jakże atrakcyjny z punktu widzenia dziecka – wybór przedmiotów, czynią Akademię wymarzonym miejscem do nauki. Z relacji Adasia poznajemy kolejne dziwaczne cechy pana Kleksa i kolejne tajemnicze zasady rządzące szkołą. Oglądamy okolicę – z terenu Akademii można przez furtki i furteczki dostać się do niezliczonej ilości sąsiadujących z nią bajek. Marzenie. W tej malowniczej scenerii dzieją się rzeczy dziwne i dziwniejsze, do których wkradają się postacie z bajek, ludzie z księżyca, wilkołaki i pewien demoniczny golibroda.
Część druga opowiada o podróżach pana Ambrożego Kleksa po fantastycznych krainach. Wielki podróżnik wraz z załogą rodem z Bajdocji spotyka niezwykłe istoty o równie wymyślnych zdolnościach i właściwościach, jakie wcześniej Adaś Niezgódka opisywał u samego Kleksa. Ta część zawsze wzbudza we mnie skojarzenia z dziełami Juliusza Verne\’a – takiego skojarzenia nigdy nie miałam jednak oglądając film. Tu znów zaapeluję: trzeba to przeczytać.
Część trzecia to zakończenie serii opowieści o Panu Kleksie. Chyba najsłabsza z części, mieszanka wątków domagających się zakończenia – koniec roku w Akademii, wyprawa ratunkowa Ambrożego Kleksa, powrót Adasia Niezgódki do domu i zaginięcie jego rodziców. Trochę zawodzi, ale to wciąż Pan Kleks, a sentyment robi swoje.
Pamiętam z dzieciństwa podziw i zdumienie dla dorosłego człowieka piszącego o takich dziwach. Jak jakiś \”naddorosły\”, który pojął więcej, który ma więcej szacunku dla dziecięcej wyobraźni, bo ją rozumie. Podczas gdy zwykli dorośli posiadają być może dużą wiedzę o tak nudnych i zbędnych sprawach jak podatki, polityka czy gospodarka, on ma wiedzę głębszą o świecie i bardziej niesamowitą. Właściwie utożsamiałam go z panem Kleksem. Dziś myślę, że Jan Brzechwa po prostu znakomicie się bawił opisując swoje sny, bajania, dziecinne marzenia i wyskoki wybujałej wyobraźni spragnionej odnalezienia czegoś niezwykłego poza szarą codziennością. Pewnie bawił się jak dziecko. To się udziela – przy lekturze \”Pana Kleksa\” ja też zawsze czuję się jak dziecko. Autentycznie, realnie – bez egzaltacji.
Iwona Ladzińska