Do wszystkich kobiet mających dylemat, czy lepasza jest na piance kawy rozetka, czy może serduszko. Do wszystkich ludzi, których denerwuje padający deszcz, zbyt głośno szeleszcząca gazeta czy też spóźniający się tramwaj. Do tych, którzy kłócą się o nic. Lub o włosy kota na poduszce. O smak rosołu.
Raz jeden w życiu przejdźcie się korytarzem szpitala onkologicznego. Oddział dziecięcy.
Raz jeden… (s. 80)
Nie zdajemy sobie sprawy, jakie mamy szczęście i często go nie doceniamy. Trwonimy wolny czas, obrażamy się o drobnostki, nie poświęcamy czasu bliskim i nie mówimy \”kocham\”, bo przecież mamy czas, jesteśmy zdrowi i jeszcze zdążymy. Tylko nigdy nie wiadomo co przyniesie kolejna godzina i ile zostało nam życia. Bywa, że tracimy je nawet, jesli walczymy z całych sił.
Magda, mama Oli, nie podejrzewała nawet, że zwykłe dolegliwości jej małej córeczki mogą nieść za sobą taką straszną informację. Słowa lekarza są jak wyrok, którego nie chce przyjąć do wiadomości, wypiera je ze świadomości, bo przecież to nie możliwe, by jej córeczka musiała zmierzyć się z tak straszną chorobą. Jest jeszcze nastoletnia Karolina, która do niedawna chciała być chłopcem, ale w końcu zaczęła dostrzegać w sobie kobiecość i to zaakceptowała. Dowiaduje się też, że ma młodszego brata, którego początkowo nie chce znać, ale okazuję się, że jest najlepszym bratem na świecie. Tylko, że los okazał się wobec niej bardzo okrutny i to, co brała za zwykłe przemęczenie, było początkiem walki o życie. Ola i Karolina nie poznałyby się poza szpitalem, a okazuje się, iż pomimo 10 lat różnicy może powstać piękna przyjaźń. Czy uda im się wygrać i czym tak naprawdę jest zwycięstwo?
Czytałam parę książek Nataszy Sochy i bardzo lubię jej twórczość. Jest taka życiowa, realna i przez to tak trafia do czytelnika. Kiedy pojawiła się zapowiedź Apteki marzeń, wiedziałam, że będę musiała przeczytać tę powieść. Nic mnie jednak nie przygotowało na to, co w niej zastałam.
Musicie wiedzieć, że to zupełnie inna Socha niż do tej pory znaliśmy. Inna, ale nie gorsza, bo w dalszym ciągu zachwyca tym, jak pisze. Teraz tym bardziej porusza nasze serca, bo przedstawia historię prawdziwą, niby jedną, ale takich losów jest naprawdę dużo. Apteka marzeń mówi o strachu, załamaniu, walce, nadziei, miłości, chorobie, o wyparciu i akceptacji, o pogodzeniu dwóch światów – tego w domu i tego w szpitalu. Porusza temat odrzucenia przez innych, którzy się boją zderzenia z czymś tak strasznym, bo może się zarażą… Ta książka przedstawia, jak zmienia się życie nie tylko chorego, ale i całej rodziny. Opowiada o przyjaźniach, spełnianiu marzeń, o śmiechu przez łzy i uciekającym zbyt szybko czasie…
To niesamowita, jak bardzo można zżyć się z bohaterami i ich polubić. Ola jest niesamowita. Pomimo tego wszystkiego, co musiała znosić, była wiecznie uśmiechnięta, zaakceptowała ten stan rzeczy i walczy, a przy tym zdobywa serca wszystkich, których napotyka i przede wszystkim myśli o innych, pragnie, by spełniły się ich marzenia. Polubiłam też Karolinę, która również się nie poddała i do tego zrealizowała parę marzeń innych. Obie zbyt szybko musiały dorosnąć, ale pokazały, że zawsze można się śmiać i żyć dalej normalnie, o ile to możliwe. Jest jeszcze Wiktor – brat Karoliny, który zdobył moje serce szturmem. Jest rewelacyjny, najlepszy brat na świecie i po prostu świetny chłopak.
Przyznaję, że czytałam ten tytuł parę dni, ale nie byłam w stanie pochłonąć go na raz. W sumie to chyba nawet dobrze, bo miałam czas na przemyślenie tego, co czytam i ochłonięcie, bo po części wiem, co czuli bohaterowie i to było takie zderzenie z tym, co siedzi we mnie. Czytałam i przeżywałam każde zdanie. Był moment, gdy po prostu czułam wewnętrzny opór przed rozpoczęciem kolejnego rozdziału, bo wiedziałam, że mnie złamie, ale czułam też, że nie mogę przerwać w tej chwili, ponieważ nie dam rady do niej powrócić. I cóż… Spłakałam się strasznie i nawet gdy o niej myślę mam łzy w oczach. Natasza Socha świetnie sobie poradziła z tym tematem, ukazała samą prawdę i stworzyła niezwykle emocjonującą książkę, która niesie ze sobą ważne przekazy. Trwajmy przy najbliższych, dajmy im normalność, na ile możemy i nie bójmy się zostać dawcami szpiku. To nic nas nie kosztuje ani nie boli, a komuś może uratować życie. I nie kategoryzujmy, nie ma \”nas\” i \”ich\”, jesteśmy \”my wszyscy\”.
Apteka marzeń sponiewierała mnie emocjonalnie i wiem, że pozostanie w moim sercu na zawsze. To jeden z tych tytułów, który trzeba przeczytać. Naprawdę.
Balon zawsze gdzieś odlatuje i w zasadzie nigdy do nas nie wraca. Z chorobą też tak powinno być. Powinna po prostu zniknąć z naszego życia, a przy okazji jakoś wynagrodzić chorym to, że nieźle oberwali po dupie. I spełnić choć jedno marzenie. (s. 181)
Irena Bujak