Odkąd tylko powstało uniwersum Metro 2033 kolejne kraje prześcigają się w tworzeniu swoich historii i opowieści z tego postapokaliptycznego świata. Polscy twórcy postanowili nie być dłużni artystom zagranicznym i tak oto swoje trzy grosze powiedzieli w temacie Robert J. Szmidt oraz Paweł Majka, ale tylko w powieści Artura Chmielewskiego akcja rozgrywa się w metrze – tym warszawskim. Nie czytałam wszystkich książek wchodzących w skład tej ogromnej kolekcji, ale miałam okazję zapoznać się z Dzielnicą obiecaną Majki i Achromatopsja Chmielewskiego wypada przy niej znacznie lepiej, pomimo mało satysfakcjonującego zakończenia, choć oczywiście daleko jej do rozpoczynającego cykl Metra 2033.
Wojna zebrała swoje zabójcze żniwo 20 lat temu. Po atomowym ataku, który nie ominął również Warszawy, jedynymi mieszkańcami stolicy, którym udało się przeżyć byli pasażerowie stołecznego metra. Od tamtej pory żyją stłoczeni pod ziemią, podzieleni na frakcje i stacje, związane ze sobą kruchymi paktami i sojuszami. Kiedy jedna ze stacji odbiera tajemniczy sygnał z powierzchni, z prośbą o ratunek, Metro postanawia wysłać misję ratunkową składającą się z ochotników (mniej lub bardziej chętnych by wyruszyć). Jednym z nich jest bohater, który opowiada historię spisaną na kartach Achromatopsji.
Podróż tunelami metra jest rozpisana genialnie. Trzyma w napięciu i prezentuje to co najlepsze w historiach postapo. Ich misja przypomina nieco podróże znane z gier RPG – mamy więc przekrój różnorakich postaci, posiadających mniejsze bądź większe umiejętności przetrwania. Jest wśród nich także Stalker, który nie jedno już w życiu widział. To głównie od niego zależą losy całej misji. Warszawa jest opisana wspaniale, choć oszczędne. Jej pozostałości stają się domem dla mutantów i różnorakich stworów czyhających na życie naszych bohaterów. A i oni stanowią naprawdę ciekawą mieszankę. Choć Chmielewski poszedł niewątpliwie na łatwiznę i stworzył mocno stereotypowe postaci, to jednak łatwo jest się do nich przywiązać, i zdecydowanie śledzi się ich losy z zapartym tchem. Przynajmniej do czasu?
Pierwsza połowa powieści trzyma w napięciu i posiada najlepsze cechy gatunku. Niestety później z treści zaczynają przebijać coraz bardziej dominujące wątki polityczne, które trochę nudzą, a trochę rozluźniają napięcie, a dodatkowo nie są do końca jasne… Następnie autor znowu wraca do formy, tylko po to by całkowicie zmarnować zakończenie. Dlatego Achromatopsja jawi się jako powieść nierówna, posiadająca ogromne możliwości i wiele obiecująca, a jednak niespełniająca pokładanych w niej oczekiwań. Mimo wszystko uważam jednak, że jest to najlepsza polska powieść z tego (niesamowicie bogatego) uniwersum. Na pewno warto po nią sięgnąć, by dać autorowi szanse rozwinąć skrzydła. Być może to nie jest jego ostatnie słowo (nie tylko w świecie stworzonym przez Glukhovskiego).
Żaneta Fuzja Krawczugo