Na rynku wydawniczym od pewnego czasu mamy modę na ekologię i książki o naturze. Mamy okazję czytać książki o świecie wielkich zwierząt, ssaków, po maleńkie owady, czy rośliny – istotne elementy ekosystemu. Coraz głośniej mówi się o pszczołach, które giną, nie mają skąd zbierać pyłku i nektaru, a gdy one wymrą, nas wszystkich czeka śmierć. Pszczelarstwo jest szlachetną sztuką, tematem rzeką i jeżeli ktoś tematem interesuje się chociaż minimalnie to już jest temat na długie dyskusje. Gdy zaś trafi nam się przyszły teść, będący amatorem pszczelarstwa to pierwsze lody mamy przełamane błyskawicznie. Gdy zobaczyłam zapowiedź tej książki od razu wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać. Chciałam więcej wiedzieć o pszczołach. Bo pasieki nie mogę zabronić, mam to zakazane, tak jak hodowania kur, królików oraz wejście na Mount Everest.
Pochodzący ze Szwecji Joachim Petterson, postanowił pewnego dnia założyć pasiekę. Nie pochodził z rodziny pszczelarzy, więc wszystkiego musiał się uczyć. Teraz dzieli się z nami swoimi doświadczeniami, opowiada o życiu pszczół i przede wszystkim radzi jak prowadzić pasiekę. Wbrew mym oczekiwaniom książka nie koncentruje się na obyczajach pszczół. Autor postanawia podzielić się swoimi doświadczeniem z prowadzeniem pasieki i udziela wielu wskazówek, dzieli się z nami przepisami i pokazuje, że pszczelarstwo to nie jest praca na cały etat a może być wspaniałym hobby, które pozwoli nam lepiej obcować z naturą. Książka jest cudownie wydania, ilustracje zapierają dech w piersiach, nie mogę przestać jej oglądać. Ale co z treścią?
Jak wspomniałam, nastawiłam się na książkę o pszczołach. Byłam ciekawa życia w ulu, obyczajów, opisów tańca pszczół, obyczajów jako społeczności, dostałam to, ale nie w tak rozbudowanej formie jak chciałam. To jest bezdyskusyjnie książka, dla kogoś kto chce zająć się hodowlą pszczół, kto już planuje, ale nie wie czy da radę. Oczywiście nie jest to poradnik wyczerpujący. Gdybym oparła się tylko na nim wydałabym dużo pieniędzy i zgubiła pszczoły znając moje szczęście. Więc mam problem z odpowiedzeniem sobie na pytanie, w jakim celu została napisana, bo wyczerpująco o pszczołach nie traktuje, moim zdaniem nie jest też godna miana biblii młodego pszczelarza, na pewno opowiada o wielkiej pasji i miłości do tego pszczelego rodu. Pokazuje jak u niego to wygląda, obala pewne stereotypy. Na pewno w Szwecji będzie to książka bardziej aktualna, bo jest pisana z tamtej perspektywy, chociaż muszę przyznać, że to chyba nasz polski tłumacz pan Witold Biliński zadbał o to by książka była przystępniejsza dla polskiego czytelnika, przywołując polskie regulacje, czy polskie przeliczniki cen. Świetna sprawa bo przecież można było przełożyć to literalnie i tyle.
Po lekturze książki, jeszcze bardziej chcę mieć pasiekę i właśnie negocjuję w najbliższej rodzinie, czy jak na pewno nie wejdę na Mount Everest i nie będę chciała hodować krów, to mogę chociaż pszczoły, jeśli dodatkowo zrezygnuję z zamiaru kupna mastiffa brazylijskiego, ale na razie negocjacje utknęły w martwym punkcie. Niebezpiecznie wspaniałe w tej książce jest to, że wszystko wydaje się takie proste i oczywiste a w moim wypadku byłoby piękną katastrofą, chociaż perspektywa roztoczy na pszczołach mnie niepokoi. Za to długo chyba nie tknę miodu spadziowego, bo dzięki tej książce dowiedziałam się, czym jest owa spadź.
W sumie mam mieszane uczucia bo jednak chciałabym więcej o pszczółkach, jak żyją w ulu, jak wyganiają trutnie, jak szukają pokarmu, jak pracują, ale dostałam naprawdę dobrą i lekką opowieść o życiu z pasieką i naprawdę coraz bardziej mnie to kusi.
Katarzyna Mastalerczyk