Są ludzie, którzy wiodą życie przeciętne i nudne i czują, że muszą o tym opowiadać, a są ludzie, którzy wiedli ciekawe życie, a długo milczą. Marek Lehnert był korespondentem w Watykanie, jego życie było dziennikarstwem. Druga połowa XX wieku to czas, kiedy na oczach dziennikarzy rozgrywała się historia, już nie na polach bitew, ale w ciszy gabinetów. Przyznam się Wam, że o autorze to ja nie słyszałam, akurat takich gazet nie czytywałam regularnie. Lubię bardzo takie wspomnienia, które pozwolą mi zajrzeć za kulisy historii. Ilustrowana historia o korespondencie z Watykanu, opowieść o życiu emigranta. O czasach trudnych, z których jesteśmy dumni, ale i tak warto zobaczyć pewne sprawy z nowej perspektywy.
Marek Lehnert przyjeżdża do Włoch, w Polsce komunizm ma się świetnie, z Polski ludzie masowo wyjeżdżają. Włochy wydają się dobrym pomysłem dla człowieka, który chce się wiązać z prawdziwymi mediami. A jednak Lehnert nie jest witany z otwartymi ramionami. Bo okoliczności, w których rozstał się z Wolną Europą, są tajemnicze. Różne chałtury, praca w domu starców, finalnie kultowa redakcja i rak dotrzemy do Watykanu, do serca Rzymu Przełomowe wydarzenia, w końcu wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Wydaje mi się, że życie Marka Lehnerta to gotowy scenariusz na porywającą opowieść, która powinna wciągnąć po uszy. Czy się udało?
Z bólem oznajmiam, że nie. Jak na człowieka, który żyje z pisania, autor napisał książkę, która jest ciężka jak pierwszy poniedziałek w pracy po wakacjach. Jak zaczęłam czytać, byłam w szoku, pięć razy sprawdzałam, czy ktoś mi nie ukradł pierwszego rozdziału, autor wychodzi z założenia, że wszystko wiemy, kim jest, kim był i co robił. Nagłe wrzucenie w życie, może było celowym zabiegiem, ale mnie odrzuciło. Autor, chociaż pisze ładnym językiem, nie trzyma chronologii, stosuje liczne dygresje, więc, zamiast płynąć przez te opowieści, to brnęłam. Z trudem. O ile to o czym czytam, jest ciekawe, to czytanie jest siermiężne. Pewnie pomyślicie, że bluźnię, bo w tej książce obserwujemy naprawdę bardzo ważne wydarzenia, ludzi, którzy wpływali na historię, ale mnie brakło płynności, logicznego ciągu wypowiedzi, wprowadzani, takiego podziału opowieści na wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Ja się nie odnalazłam, doceniam i podziwiam ciekawe życie Marka Lehnerta, ale książka mnie zmęczyła.
Katarzyna Mastalerczyk