Katarzyna Enerlich przyzwyczaiła swoich czytelników do powieści przybliżających historię Mazur. Tym razem napisała powieść zaangażowaną społecznie, odsłaniającą dramaty jakie noszą w sobie dorosłe dzieci alkoholików. Jakkolwiek cenię powieści autorki głównie za czerpanie pełnymi garściami z przeszłości Krainy Tysiąca Jezior, tak nie mogę powiedzieć, by \”Kiedyś, przy Błękitnym Księżycu\” mnie rozczarowała. To wartościowa książka. Zresztą i tu Mazury nie zostają zapomniane.
Książka przedstawia historię Barbary, kobiety po czterdziestce, dla której czuwanie przy szpitalnym łóżku umierającego ojca alkoholika staje się pretekstem do wspomnień i próby poukładania trudnej przeszłości. Szczególnym okresem jest dla niej dzieciństwo, które ukształtowało ją w nieco wykrzywiony sposób i zdeterminowało wiele jej późniejszych decyzji. Młodość i dalsze lata zdają się już tylko konsekwencją. Kobieta patrzy na o wszystko z perspektywy osoby, która do pewnego stopnia od tej przeszłości uciekła i odnalazła spokój, wciąż jednak czegoś szuka wracając do trudnych momentów.
Na ile losy Barbary są reprezentatywne dla dzieci alkoholików, mogą określić jedynie osoby, które w jakiś sposób ten problem dotknął. Z pewnością opisano tu historię pewnego współuzależnienia i nieproporcjonalnie ułożonej odpowiedzialności w relacjach rodzic-dziecko. Jest to opowieść trudna, okrutna, obrzydliwa chwilami – nie tylko poprzez pijackie \”wybryki\” ojca ale również niekiedy przez postawę głównej bohaterki. Barbara jest osobą wrażliwą i potrafi pochylić się nad cudzym losem, stara się dbać o ojca który nie docenia tych starań, jednak przez jej decyzje i rozmyślania przebija egoizm, poszukiwanie tego co przyjemne czy dobre dla niej, bez baczenia na cudze cierpienie. Łatwo domyślić się, iż jest to skutek dzieciństwa, w którym nie doświadczyła troski a jedynie ciężar wstydu i opieki nad wiecznie pijanym ojcem. Barbara wzbudza współczucie, chwilami jednak trudno ją lubić.
To, co najpiękniejsze w powieści, co daje oddech czytelnikowi i wprowadza w klimat wręcz czarowny, to moment gdy główna bohaterka odnajduje swoje miejsce na ziemi. Są to oczywiście – nieodmiennie w niemal całej twórczości autorki – Mazury. Tutaj znika już ciasna pętla zaciskająca się na losach Barbary, oddychamy, pochłaniamy łyki ciszy i cudowności. W tworzeniu tego klimatu autorka jest doprawdy świetna. Aż żal, że tak mało tego wątku w historii Barbary.
Książka nie jest wolna od uproszczeń i uprzedzeń w wątkach pobocznych, odbiera to niektórym postaciom wielowymiarowość i wiarygodność. Ciekawie przedstawiony jest jednak ojciec głównej bohaterki. Człowiek żyjący z piętnem przeszłości, która wpędziła go w alkoholizm. Jest jednocześnie cierpiącym i krzywdzącym, wrażliwym człowiekiem i bezdusznie raniącym, wielbicielem literatury i prostakiem z knajpy. To zdecydowanie najciekawszy bohater książki, nakreślony wydarzeniami, scenami, informacjami, do jego przemyśleń nie mamy dostępu – i w tym tkwi klucz, możemy go obserwować z boku. Barbara natomiast oddaje nam swoje przemyślenia, mówi o sobie sugerując co mamy o niej myśleć – nie pozwala się \”zobaczyć\”, możemy jedynie słuchać jej subiektywnego, jednostronnego, nie zawsze zrozumiałego spojrzenia na wydarzenia.
\”Kiedyś przy Błękitnym Księżycu\” czyta się szybko. Choć materia to chwilami trudna, losy Barbary nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Autorce udało się pokazać fragment wnętrza osoby zmagającej się z trudnymi relacjami z ojcem alkoholikiem, wewnętrznymi zranieniami i światem zewnętrznym, który często przez niezrozumienie pogłębia problem. Książka pomaga zrozumieć tę czasem \”dziwną\”, trudną do odgadnięcia stronę. Ale powieść ciekawa jest nie tylko ze względu na angażującą emocjonalnie tematykę, a również na samą fabułę, która stopniowo odsłania tajemnice z przeszłości bohaterów. Jest to smaczek charakterystyczny dla książek Katarzyny Enerlich i – choć czasem domyślamy się tego i owego przed czasem – wabik, który nie pozwala odłożyć powieści niedoczytanej.
Iwona Ladzińska